W Argentynie ludzie wyszli na ulicę. Wszyscy wyrażają swe zaskoczenie, niektórzy płaczą ze wzruszenia. Bo Papież to ich rodak.
Skazany na śmierć, uratowany przez ojca, ocalił od zapomnienia lud Ajnów pochodzący z czasów przed Chrystusem.
„Po nitce do kłębka” – mówią ludzie. Co tam kłębek, ważniejsze, żeby po nitce trafić do wyjścia. Zwłaszcza z labiryntu.
Dziś też ludzie przerażają się, gdy ma się urodzić dziecko. Lepiej wtedy nie słuchać Heroda, tylko iść za gwiazdą.
Ludzie chodzą z pochylonymi głowami, bo na ziemi szukają pożywienia. A Bóg rozmnaża chleb tym, którzy patrzą w niebo.
Papież Franciszek wezwał w środę młodych ludzi, by nieśli nadzieję na świecie „postarzałym” z powodu wojen, zła i grzechu.
Oboje z Julienem widzieli, jak bardzo ludzie potrafią nienawidzić. I ile odwagi wymagało, żeby być dobrym.
Rozmawiają dwaj informatycy: – Komputer to genialna rzecz! Nie rozumiem, jak kiedyś ludzie mogli żyć bez niego. – No, dlatego wszyscy poumierali.
Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma (Łk 24, 45) Ludzie dużo wiedzą, a niewiele rozumieją. Bo mało się modlą.
Proszę Księdza, po co są wojny? Skoro Bóg nas kocha, to dlaczego niewinni ludzie muszą tak cierpieć? Lena z Wrocławia