Od pierwszych scen wiadomo, że Gabryś nie jest zwykłym chłopcem. Pojawia się nagle i znika nagle. Jak… anioł.
Wystarczy przespacerować się po miejscowym targu, minąć jeden z przydrożnych hoteli lub którąś z niezliczonych restauracyjek i barów w centrum większości afrykańskich miast, a nie możesz ich nie zauważyć.
Po każdym golu całuje córeczkę. Po meczu dzwoni do mamy. Ale kolejność ma zawsze taką samą: „Po pierwsze, Bogu dzięki”.
Opowiadanie Ewy Jurzyca z klasy III b MSP nr 5 w Piekarach Śląskich