Czy ja z tego wyrosnę?
Cokolwiek bym robiła, z kimkolwiek się spotykała, już nic nie daje mi takiej radości, jak kiedyś. Cały czas czuję, że do szczęścia po prostu czegoś mi brakuje. Mam pełną, kochającą się rodzinę, jestem zdrowa, oceny też niczego sobie. Wiem, powinnam doceniać, powinnam się cieszyć. Bo wszystko właściwie w porządku. Wszystko prócz stanu psychicznego. Znajomi palą zioło, a smutki zapijają tanim winem. A ja nie potrafię, jakoś po prostu wolę cierpieć, niż się czymś odurzać i udawać, że wszystko OK. Są chwile, w których czuję się szczęśliwa. Ale jedna taka chwila na
kilkadziesiąt złych chwil, to jak kropla na oceanie. Chciałabym wierzyć, że to wina hormonów, że ja z tego wyrosnę. Ale czy na pewno? Niech mi Pani pomoże.
15-latka