Wiecie co to Girona? Każdy Hiszpan wie, że to miasto w Hiszpanii. Chociaż nie, nie każdy. Na przykład Ramón Martí Alsina w roku 1826 tego nie wiedział, bo wtedy dopiero się urodził. W takim wieku to się nie zna nawet własnego nazwiska, choćby było takie krótkie jak jego. No tak! Jak na Hiszpanię to jest nic.
To jest obraz religijny. – Jak religijny, skoro nie widać na nim ani kościoła, ani choćby krzyża, ani w ogóle nic pobożnego? – zapytacie. – A skąd wiecie, że te dziewczyny nie są pobożne? – odpowiem.
Ładna scena, prawda? Na-zywa się „Orszak weselny na Hardangerfjordzie”, a przedstawia, uwaga… orszak weselny na Hardan-gerfjordzie. Co za niespodzianka.
Kojarzycie Dantego? No, tego… Alighieri? Nie, nie pytam o to, czy go znacie. On żył w średniowieczu, a nie podejrzewam, żeby ktoś z was pamiętał te czasy. Myślę jednak, że niektórzy z was o nim słyszeli. Przypomnę, że to był włoski poeta, filozof i polityk. Jego najsłynniejszym dziełem jest „Boska komedia” – poemat opisujący wizję wędrówki przez piekło, czyściec i niebo.
Jest we francuskiej Alzacji starodawny klasztor benedyktyński, zbudowany na szczycie Mont Sainte-Odile, czyli Góry Świętej Odylii. Jak sama nazwa wskazuje, patronuje mu święta Odylia, inaczej Otylia. No i nie bez powodu patronuje, bo to właśnie ona założyła ten klasztor i została jego pierwszą przeoryszą.
Christian August Smith był kuśnierzem, czyli produkował wyroby ze skóry. – A co ma kuśnierz do wiatraka? – zapytacie. – Przecież tu się zajmujemy malarstwem, a nie przemysłem skórzanym – zauważycie.
Znamy tę scenę, prawda? Czytamy o tym w Ewangelii: „Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: »Witaj, Królu Żydowski!« Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd”.
Bez paniki, smoki moje. Owszem, tłok na tym obrazie sugeruje, że trudno będzie znaleźć fałszerstwa, ale postarałem się tak fałszować, żeby szukanie nie było zadaniem beznadziejnym.
Mól książkowy – znacie jeszcze takie określenie? Nie chodzi o tego owada, który pożera różne rzeczy, na przykład ubrania. Chodzi o człowieka, który pożera książki. Oczywiście w odróżnieniu od owada nie dosłownie – on je czyta. Pochłania jedną za drugą i świata poza nimi nie widzi.
Święta idą, a może już przyszły albo i przeszły – w zależności od tego, kiedy to czytacie. Zakładam, że zajmiecie się lekturą w okolicy świąt Bożego Narodzenia, i stąd serwuję Wam taki klimat sielski anielski.