O piątej rano było jeszcze całkiem ciemno – jak to w listopadzie. Wtem horyzont na wschód od Warszawy rozświetliła raca. Obrońcy wiedzieli: zaraz zacznie się sądny dzień.
Agresywni kibice to żadna nowość. Półtora tysiąca lat temu o mało nie zmienili losów cywilizacji.
4 lipca przypadał dzień świętego Marcina „Wrzącego”. Rycerze krzyżowi tak nazywali swojego patrona, bo to był czas największych upałów. Takiego właśnie dnia, roku 1187, ukrop okazał się śmiertelny.
Pius IX zbolałym wzrokiem wpatrywał się w wyprostowanego jak struna generała Kanzlera. – Niech pan każe wywiesić białe flagi – powiedział jakby z wysiłkiem. Minister wojny Państwa Kościelnego skinął głową i wyszedł bez słowa. Od tej chwili już nie był ministrem. Od tej chwili nie było już Państwa Kościelnego.
Oglądał największy triumf papiestwa nad władzą świecką i przez tę władzę zmarł na wygnaniu. Żadna klęska nigdy go nie złamała.
W świecie ciągłych konfliktów politycznych, chaosu i braku wartości, Mikołaj I, zwany później Wielkim stworzył wzór papieża-świadka. Dla świata ma być czytelnym znakiem prawdy.
To był dziwny wyścig. Bez kibiców i bez fanfar na mecie.A w drodze powrotnej na słabszych czekała śmierć.
Jeden z najtrafniej wybranych papieży na jednym z najdłuższych konklawe
Południowe słońce grzało bezlitośnie, pył dusił gardło. Wokół płonęły wiązki słomy. Nie było już wody, kończyła się amunicja, kończyły się siły. Zaczynała się legenda.
To była najbardziej szalona szarża w dziejach brytyjskiej kawalerii. Być może też najwspanialsza, a już na pewno najbardziej bezsensowna.