nasze media Mały Gość 04/2024

Andrzej Błaszczyk

dodane 24.11.2007 21:34

Miłość

MIŁOŚĆ
Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami żyła biedna wdowa z dwójką dzieci: chłopcem i dziewczynką. Opiekował się nimi brat wdowy, który wziął ich do siebie po śmierci jej męża. Mieszkali w małej chatce na skraju wioski, gdzie uprawiali niewielki ogródek. Ciężko im było. Bieda na stałe gościła w ich domu, a nędza z chorobą często tu zaglądały. Mężczyzna wychodził zwykle na cały dzień, aby nająć się do jakiejś pracy. Wracał późnym wieczorem przynosząc coś do jedzenia,
czasami jakieś pieniądze, a nierzadko nie przynosił nic, gdyż o pracę w okolicy było bardzo trudno.
Całym ich skarbem były dzieci. Dziewczynka, siedmioletnia, lubiła pomagać w domu: sprzątała, nosiła wodę z pobliskiego źródełka lub opiekowała się młodszym braciszkiem. Chłopiec miał trzy lata i był
bardzo chorowity. Wymagał ciągłej opieki.
* * *
Tego dnia chłopiec miał wysoką gorączkę. Dziewczynka siedziała przy łóżku pilnując, aby się nie odkrywał, co chwila zmieniała mu kompres na czole. Była bardzo zmęczona, gdyż nie spała w nocy. Na zmianę z matką czuwały przy dziecku. Eleazar kilka dni temu wyszedł w poszukiwaniu pracy do miasta. Nie miały od niego żadnych wieści.
- Mamusiu, kiedy wróci wujek? - spytała dziewczynka.
- Nie wiem - odparła kobieta pochylona nad ogniskiem. Właśnie przyrządzała skromny posiłek dla siebie i dzieci. - Ale długo go nie ma. To dobry znak. Pewnie znalazł pracę i jest zajęty. - kobieta odwróciła głowę, bo poczuła jak łzy napływają jej do oczu.
- Mamusiu, a czy przyniesie mi coś ładnego, gdy wróci?
- Myślę, że coś przyniesie dla swojej ukochanej siostrzenicy. A co byś chciała dostać? - Nie wiem - dziewczynka zamyśliła się, - coś dobrego do jedzenia - powiedziała po chwili.
Kobieta uśmiechnęła się przewracając podpłomyki na drugą stronę. - Mamusiu, dlaczego Nathaniel jest chory? - Mała była dzisiaj wyjątkowo rozmowna.
- Nie wiem - tym razem kobieta popadła w zadumę. Tyle razy sama zadawała sobie to pytanie. Dlaczego? Co takiego zrobiłam?
- Bóg - odpowiedziała córce, - karze nas za grzechy nasze lub naszych przodków zsyłając chorobę... Tak myślę.
- Poprośmy, więc Boga, aby go uleczył. Przecież Nathaniel nic złego nie uczynił.
- Nie do nas należy sądzić czy zrobił coś złego - powiedziała szybko matka, - jeśli Pan coś postanowił to tak ma być i nic na to nie poradzimy.
- Ale mamo...
- Zmień bratu kompres i idź po wodę - takie polecenie zwykle oznaczało koniec dyskusji.
Dziewczynka wzięła pusty dzban na wodę, spojrzała na matkę i wyszła. Strumyk przepływał nie opodal, jednak po wodę wszyscy chodzili nieco dalej - do źródełka tryskającego w niewielkim lasku. To nie jest prawda, myślała idąc, Bóg jest dobry. Trzeba Go poprosić, a On nam pomoże. Nagle zobaczyła tłum ludzi siedzący w gaju nad strumieniem i mężczyznę przechadzającego się wśród ludzi, mówiącego coś spokojnym, ale donośnym głosem.
- Kto z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać.
Dziewczynka podeszła bliżej. Pochyliła się nad wodą, ale cały czas wytężała słuch.
- Lecz tamten odpowie z wewnątrz: Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
Przerwał. Zrobiło się cicho. Woda ze źródełka dawno przepełniła dzban i teraz z pluskiem się z niego wylewała.
- Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy, bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też, gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.
Nie usłyszała, gdy za jej plecami stanął jakiś mężczyzna.
- Przelewa się - powiedział.
Przestraszona poderwała się odwracając w stronę nieznajomego.
- Woda ci się przelewa - wyjaśnił spokojnie, z uśmiechem.
Dziewczynka, wciąż rozkojarzona, chwyciła dzban z wodą i ruszyła biegiem w stronę domu. Nie czuła jak rozchlapywana woda moczy jej sukienkę, jak kurz pokrywa jej twarz i ubranie.
- Mamo - powiedziała od progu - mamusiu, tam przy strumieniu...
- Jak ty wyglądasz! Co się stało? Jesteś cała mokra.
- Ja... Śpieszyłam się...
- No ładnie, sukienka cała w błocie, wody nie ma. Co ty sobie myślisz, dziewczyno?
Stojąca w progu dziewczynka rzeczywiście przedstawiała żałosny widok. Dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Spuściła oczy. Po twarzy popłynęły łzy.
- No już dobrze - matka nigdy długo się nie gniewała, - co było tam nad strumieniem?
- Jeden człowiek... uczył ludzi... że trzeba się modlić - mała ciągle pochlipywała.
- I dlatego biegłaś całą drogę?
- No, bo on mówił, że trzeba prosić Boga, a On da chleb i rybę i jajko,... to znaczy Ojciec, który jest w niebie da tym co się będą
modlić.
- Ojciec? A kim jest ten człowiek, że śmie nazywać Boga swoim Ojcem? Nie Hannah. Abrahama mamy za ojca, a Bóg jest Tym, który Jest. Jest wielki, wszechmogący i sprawiedliwy. Zsyła głód i chorobę za nasze winy i jeśli karze nas, to znaczy, że taka jest Jego wola.
- Ale... on mówił...
- Nie - przerwała matka - jeszcze raz ci powiem: nie wierz we wszystko, co mówią ludzie, a zwłaszcza ci, których nie znasz. My mamy prawo i proroków. Tego się trzeba trzymać. Przestrzeganie prawa jest pięknem w oczach Pana. Zrozumiałaś?
- Tak mamusiu.
- To dobrze. Zmień bratu kompres i weź sobie podpłomyk. Hannah podeszła powoli do braciszka. Przyklęknęła. Chłopiec miał spierzchnięte usta. Rozpaloną twarz. Oddychał płytko i bardzo szybko.
Dziewczynka sięgnęła po szmatkę leżącą na jego czole. Była ciepła. Zmoczyła ją w zimnej wodzie. Delikatnie zwilżyła usta chłopca, policzki i czoło... Pomyślała: "Panie, Ty jesteś wszechmogący i wszystko możesz. Spraw, aby mój braciszek wyzdrowiał, a jeżeli kiedykolwiek zrobił coś
złego, to niech kara za to spadnie raczej na mnie". Nagle poczuła na
swoim ramieniu rękę matki.
- Ja też go kocham - usłyszała. - Ale nic nie mogę zrobić. Nic nie mogę. To mój jedyny syn, a ja nic nie mogę.
Dziewczynka popatrzyła na matkę, na jej podkrążone oczy zszarzałą twarz, mokre policzki... Łzy?
- Mamusiu, ty płaczesz?
- Masz jedz - matka trzymała w ręku kawałek chleba.
* * *
- Witam Marathę, moją kochaną siostrzyczkę.
- Witaj Miriam - Maratha nie była zachwycona pojawieniem się siostry. Miriam zawsze była trochę postrzelona, zbuntowana. A już szczytem wszystkiego była jej ucieczka z domu pięć lat temu. Nikt nie wie, co się w tym czasie działo z młodszą siostrą Marathy. Nie pojawiła się nawet na pogrzebie rodziców. Zresztą nikt nie był w stanie jej powiadomić o ich śmierci. Wróciła przed pół rokiem. Odmieniona. Spokojna, ale wciąż uśmiechnięta. Na wszystkie pytania odpowiadała: "Pan jest wielki i
miłosierny".
- Dzień dobry ciociu - Hannah lubiła swoją ciotkę.
- Moja ukochana siostrzenica - Miriam uśmiechnęła się do dziewczynki, -
jaka piękna sukienka, co za kolor, co za desenie. - Hannah zaczerwieniła się, błoto i pył wciąż pokrywały jej strój. - A jak się ma twój braciszek?
- Nie dobrze - odpowiedziała za dziewczynkę Maratha - wciąż gorączkuje. Ale mamy nadzieję.
- To dobrze, że masz nadzieję siostro. A teraz weź dziecko i chodź ze mną.
- Gdzie?
- Pójdziemy nad strumień - Miriam uśmiechnęła się, - pokażę ci Kogoś wyjątkowego.
- Nic z tego moja droga, córka zdążyła już mi o Nim opowiedzieć.
- Niby co ci powiedziała - zainteresowała się Miriam.
- Wszystko, ot pojawił się następny szachraj podający się za proroka i próbujący zmienić Pismo.
- Hannah, ty to powiedziałaś?
- Ja... nie... to znaczy, - dziewczynka spuściła oczy - ja tylko...
- Nie ważne, co powiedziała - Maratha przerwała córce, - czy ja nie wiem, jacy są ludzie? Mało takich widziałam?
- Pięknie potrafisz wszystko uogólnić. Ale ja nie mam zamiaru ci niczego narzucać, chcę tylko pomóc twojemu synowi. Ja znam tego człowieka i wiem, że potrafi uleczyć Nathaniela.
Zapadło milczenie. Oczy Marathy powędrowały w stronę chorego synka.
- Jak to uleczyć? Miriam, w co ty ze mną grasz? Dlaczego mi to robisz?
- Zaufaj mi. Ja widziałam jak chromi chodzą, niewidomi odzyskują wzrok...
Miriam podeszła powoli do chłopca. Delikatnie owinęła go w pled. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Marathą.
- Ja też go kocham, siostro - powiedziała.
* * *
Od razu wiedziały, że nie będą miały szans, aby się do Niego dostać. Tłum był tak duży, że w pierwszej chwili nie wiedziały gdzie jest Chrystus.
- Co zrobimy? - Spytała Maratha.
- Nic - jej siostra była zupełnie spokojna, - usiądziemy i poczekamy. Trzymaj syna i słuchaj. Tylko słuchaj.
Hannah doznała uczucia jak za pierwszym razem. Usłyszała głos spokojny, miękki, cichy... a jednak docierało do niej każde słowo.
- Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny. - Przy tych słowach wołał: - Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!
Usiadł. Zrobiło się cicho. Dopiero teraz zauważyli, że zapadł już wieczór, a nad ich głowami zapaliły się pierwsze gwiazdy. Chrystus powiódł wzrokiem po twarzach ludzi w tłumie, jak rolnik, który ogarnia
całe pole po zakończonym siewie. Widział kiełkujące ziarenka, młode pędy z trudem przebijające się przez chwasty i ciernie, drobne korzonki próbujące znaleźć sobie drogę w kamienistej glebie. Westchnął i zaczął rysować na piasku tajemnicze znaki, jak zawsze, gdy na coś czekał.
Na placu narastał szmer rozmów. Część ludzi wstała zbierając się do
odejścia.
Maratha rozejrzała się dokoła siebie. Miriam nigdzie nie było.
- Gdzie ciocia? - Spytała córki.
- Tam idzie - dziewczynka wskazała przed siebie.
Rzeczywiście zauważyła siostrę w towarzystwie innych kobiet z dziećmi.
Miriam kiwała na nią ręką.
- Chodźmy teraz - powiedziała, gdy podeszły do niej.
Ruszyły razem z trudem przedzierając się przez tłum. Maratha zobaczyła, jak uczniowie Chrystusa wstają z ziemi. Część z nich zbierała się do
odejścia, inni stanęli obok Mistrza czekając na Jego znak. Niektórzy
podeszli do najbliżej siedzących słuchaczy. Pomagali wstać, coś mówili,
tłumaczyli. Widząc zbliżające się kobiety, jeden z nich wyszedł im na
przeciw.
- Na dzisiaj koniec. Przyjdźcie jutro - powiedział.
- Prosimy, puść nas do Niego. - Powiedziała Miriam - Chcemy tylko żeby
pobłogosławił nasze dzieci.
- Pan jest zmęczony. Nic nie poradzę.
- Ale... jutro... my nie możemy...
- Panie - odezwała się Maratha - mój syn jest chory...
- Kobieto. Słyszałaś co mówiłem? Jutro! Jest już późno. Daj i nam odpocząć.
Maratha spojrzała na siostrę. Inne kobiety powoli zaczęły się wycofywać. Hannah trzymająca się matczynej spódnicy zmarszczyła brwi i coś burknęła pod adresem chrystusowego ucznia. A gdy ten chciał odpowiedzieć, poczuł nagle na swoim ramieniu dłoń. Odwrócił się i ujrzał uśmiechniętego
Jezusa.
- Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże.
Kobiety ruszyły do przodu. Chrystus śmiejąc się kładł ręce na głowy niemowlaków, przytulał starsze, uzdrawiał chore. Z każdą kobietą i dzieckiem zamienił kilka słów. Na koniec zwrócił się do Hannah.
Przyklęknął przed małą dziewczynką. Ujął jej ręce i spojrzał w oczy. Jego twarz promieniała tak jakby się uśmiechał do swoich myśli... wiedział, czekał i cieszył się.
- A ty, co byś chciała? - Spytał. - Co mi powiesz Aneczko?
Dziewczynka nawet nie zdziwiła się, że zna jej imię. Spojrzała w stronę matki trzymającej na rękach uśmiechniętego Nathaniela. Rzuciła się na szyję Chrystusa i szepnęła mu na ucho: "Kocham Cię."
Chrystus przytulił ją z całych sił, mała łza pojawiła się w kąciku jego oka. Wstał. Podniósł dziewczynkę i postawił ją na wysokim głazie - tak, aby wszyscy obecni mogli dobrze ją zobaczyć.
- Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego.









Usuń i wstecz | Usuń i dalej
Przenieś do: INBOX INBOX.Drafts INBOX.Sent INBOX.Trash

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..