Nagle stanęła jak przysłowiowa żona Lotta i szeptała w kółko „to jest to, to jest to”. Śmiesznie, jakby wystukiwała jakiś rytm. Chwyciła komórkę, ale Jadzia akurat wracała do domu, więc rozgorączkowana dziewczyna poszła podzielić się z Panią odnalezioną właśnie mądrością. Weszłyśmy do kuchni w dobrym momencie, gdyż trwało porządkowanie lodówki, przekładanie, zamrażanie, odmrażanie
Dzieci szybko odeszły od stołu, a ja z nimi, bo podobno w ogrodzie grasował jakiś zająć i zostawił różne drobiazgi. Węszyłam jak szalona, ale wierzcie mi, ani śladu obcego zapachu. Ktoś tu ściemnia, moim skromnym zdaniem. Ale dzieciaki w kółko o tym zajączku, potem cieszyły się z prezentów i zaczęła się zabawa. Paulina z Darią raz przysiadały przy stole, bo już niby dorosłe, ale po chwili biegły do maluchów, uczyły skakania na skakance, rzucały piłkę.
Jedna z małych dziewczynek zatrzymała się przy płocie, mówiła coś swoim językiem, aż nagłym ruchem odkryła serwetkę i podała mi zgrabną, małą szyneczkę. Pisk jej brata i rodziców, wielki wybuch śmiechu. Stałam bezradna przed szynką, nie śmiałam jej ruszyć, ale sympatyczna rodzina oświadczyła, że to specjalny prezent dla mnie od nich na święta.
. Wiem, że gdy dzisiaj pójdą pod wieczór do kościoła, to do poniedziałku spędzą tam sporo czasu. Bo nie tylko msze i liturgia poszczególnych wielkich dni, ale też czuwania w ciemnicy i przy Bożym Grobie. Wiem, rozumiem, nie zamęczam więc nikogo moimi zachciankami. Zresztą, wstydziłabym się w tak ważnym czasie skupiać się na sobie. Dzisiaj nasz dziadek będzie siedział przy ołtarzu, a sam ksiądz proboszcz umyje mu nogi. Szkoda, że tego nie zobaczę.
Jaka szkoda, że nie mogę otworzyć okna. Tylko widzę, jak obie coś wykrzykują, jak Jadzia wyciąga rękę do tamtej dziewczyny, jak wreszcie powoli, powoli wracają do kościoła i po chwili wchodzą do środka. Możliwe, że nigdy nie dowiem się, co tak zabolało jedną i jakich argumentów użyła duga, że nakłoniła ją do powrotu. A może to wcale nie chodziło o argumenty, tylko o fakt, że komuś zależy. Muszę to sobie zapamiętać i okazać mojej rodzinie więcej czułośc
Ale gdy te paskudne porządki będą już skończone, to zaczną się najcudowniejsze działania kuchenne. Oj, nikt mnie wówczas nie wyrzuci z kuchni. To mój wybór. Paulina mówiła, że dojrzałość polega na tym, że ktoś potrafi dokonywać wyborów. Jak się wtedy dziewczyny rozgadały. Bo Julka nie wie, kim chce być, co powinna studiować. A Jadzia przyznała, że podoba się jej aż trzech kolegów i pojęcia nie ma, w którym powinna się zakochać.
„Mi się najbardziej podobało dzisiejsze zakończenie. Że nie mamy się zatrzymać przy krzyżu, że nieustannie powinniśmy pamiętać, że po Wielkim Piątku trzeciego dnia nastanie wielkie zwycięstwo. Dlatego trzeba być optymistą i bez względu na aktualną sytuację trzeba zmienić myślenie i zawierzać, ufać, kochać, cieszyć się”- jejku, ależ się Paulina emocjonowała.
Jadzia wstała z uroczystą miną i podniósłszy palce do góry oświadczyła donośnym głosem: „I biorę Ciebie, Dawidzie, za męża, aby mi było z Tobą dobrze”. O rety, chyba imię Dawid podziałało skutecznie, bo Julia rzuciła w koleżankę poduszką, ta jej oddała i po chwili rozpętała się niesamowita wojna na poduszki. Szczekałam, protestowałam, ostrzegałam, ale dziewczyny zupełnie straciły rozsądek.
Nastawiłam uszu, ale, niestety, najpierw obie matki skupiły się na porządkach. No tak, przyjemność każdych świąt musi być okupiona straszliwym zapachem środków czystości. Zapadłam więc w drzemkę, ale zerwałam się na nogi na dźwięk słowa polędwica, karczek, pasztet, mazurek, sernik. Nawet słoneczna pogoda, o ile nastanie, nie zmusi mnie w te dni do opuszczenia kuchni.
Marianki schodziły się na dzisiejsze zebranie jakoś niemrawo. Czy to Kinga zaraziła je złym humorem, czy w powietrzu wisiało coś złego? Nie wiem. Bardzo brakowało mi zwyczajnego w tej grupie entuzjazmu, okrzyków, śmiechu. Do tego usłyszałam, że wczoraj na Drodze Krzyżowej sporo dziewczyn było nieobecnych, więc pozostałe poszły na łatwiznę i niemrawo odczytały skopiowane rozważania, nawet ich wcześniej nie czytając.