Ciekawa scena, prawda? No to teraz parę informacji. Ten półnagi mężczyzna, który leży na kamiennym sarkofagu, to angielski król Henryk II Plantagenet.
I co, nie podoba się Wam ten obraz? Nie widzę, nie słyszę. Aha, czyli się podoba
Bywa, że jakiś malarz ma dziecko, które też zostaje malarzem. Bywa i tak, że w jednej rodzinie jest nawet kilku malarzy. Tak było na przykład u Kossaków, z których wyszło czterech malarzy. Ale holenderska rodzina Koekkoek pobiła rekord: w czterech pokoleniach było aż piętnastu malarzy!
Ten facet malował tak, jakby urodził się z pędzlem w dłoni. Gdy szefostwo „The Saturday Evening Post” zorientowało się, jaki talent ma Joseph Leyendecker, zatrudniło go do ilustrowania okładek.
Vilhelm Nikolaus August Hagborg… – dość długie nazwisko, prawda? Trochę kłopotliwe musi być posługiwanie się tyloma imionami.
Słyszeliście o Nostradamusie? O tym jasnowidzu sprzed pięciu wieków, który przewidział przyszłość aż do naszych czasów?
Ten obraz nazywa się „Z wiatykiem”. Co to znaczy? Ano to, że ktoś umiera. Bo wiatyk to Komunia udzielana umierającym – „na drogę”. To od łacińskiego „via”, czyli droga właśnie.
Jak wiadomo, burza to zjawisko dość niebezpieczne. Lepiej schodzić piorunom z drogi, bo one nam z niej raczej nie zejdą.
Jak się ma taki obraz na ścianie, to pozostaje przy przeciwległej ścianie ustawić fotel bujany, usiąść w nim i patrzeć, patrzeć, bujać się, patrzeć… I delektować się zestawem kolorów, elegancją, finezją linii i czym tam jeszcze.
Z wraca na siebie uwagę ten obraz, prawda? Sytuacja wygląda tak, jakby ten oberwaniec szedł przez pole i natrafił na rozpadającą się kapliczkę z Chrystusem Frasobliwym.