Ten obraz nazywa się „Zwycięstwo wiary”, a przedstawia męczeństwo chrześcijan w roku 65.
Nie wygląda to dobrze. To znaczy obraz wygląda dobrze, ale przedstawiona na nim sytuacja tego czarnoskórego mężczyzny – już gorzej.
Gdy wakacje idą, to ludzie jadą. Na przykład pociągiem. Takim jak na obrazie byłoby trudno, bo kolej takich aktualnie nie ma. Chyba że w jakimś muzeum, ale w muzeum to się daleko nie zajedzie.
To jest niesamowity obraz. – Co niesamowitego może być w barze? Butelki wina wyglądają na normalne, owoce chyba świeże… No, kelnerka bardzo ładna, ale kobiety mają to do siebie, że są ładne. Więc o co chodzi?
Ludzie nie mieszczą się w kościele i stoją na zewnątrz. To znaczy jedni stoją, a inni siedzą, a jedno dziecko to nawet leży. I śpi na kolanach mamy.
Ciekawa scena, prawda? No to teraz parę informacji. Ten półnagi mężczyzna, który leży na kamiennym sarkofagu, to angielski król Henryk II Plantagenet.
I co, nie podoba się Wam ten obraz? Nie widzę, nie słyszę. Aha, czyli się podoba
Bywa, że jakiś malarz ma dziecko, które też zostaje malarzem. Bywa i tak, że w jednej rodzinie jest nawet kilku malarzy. Tak było na przykład u Kossaków, z których wyszło czterech malarzy. Ale holenderska rodzina Koekkoek pobiła rekord: w czterech pokoleniach było aż piętnastu malarzy!
Ten facet malował tak, jakby urodził się z pędzlem w dłoni. Gdy szefostwo „The Saturday Evening Post” zorientowało się, jaki talent ma Joseph Leyendecker, zatrudniło go do ilustrowania okładek.
Vilhelm Nikolaus August Hagborg… – dość długie nazwisko, prawda? Trochę kłopotliwe musi być posługiwanie się tyloma imionami.