O pyłkach, które przeszkadzają w podziwianiu Pana Boga, o tym, co widział ojciec Pio podczas spowiedzi i dlaczego płakał, gdy wychodził z konfesjonału, opowiada brat Roman Rusek, kapucyn, krajowy asystent Grup Modlitwy Ojca Pio.
Gdyby 5 milionów dzieci z całego świata codziennie modliło się na różańcu, świat byłby zbawiony – tak powiedział kiedyś ojciec Pio.
Klasztor w San Giovanni Rotondo, godzina druga w nocy. Ojciec Pio jak zwykle wstaje, żeby przygotować się do porannej Mszy Świętej.
Ledwo zaczęłam nowennę do św. Ojca Pio, a już znalazłam w sobie odwagę, by podejść do kolegi, miło pogadać. Wcześniej zawsze oczy spuszczałam, gdy on był w pobliżu, nawet Internet nie wchodził w grę. A teraz z pomocą świętego Ojca Pio chcę wiele zmienić, pracować nad sobą i nie wpadać dołki z byle powodu. Nastolatka
Kiedyś podczas obiadu w klasztorze ojciec Pio nagle wstał i wyszedł. Dwaj bracia, zaciekawieni, poszli za nim. Usłyszeli, że z kimś rozmawia. Podeszli jeszcze bliżej. Co się okazało? Obok zakonnika… nie było nikogo. „Nie martwcie się, wszystko jest dobrze. Rozmawiam tylko z kilkoma duszami, które właśnie idą z czyśćca do raju.
Są takie rany, których nikt uleczyć nie potrafi, ale też leczyć ich nie trzeba. Od nich się nie umiera - są znakiem największej Miłości.