nasze media Mały Gość 04/2024

Leszek Śliwa

|

MGN 11/2006

dodane 18.10.2006 14:50

Ten przeklęty Euzebiusz

Rok 1986: Polska– Portugalia 1:0. Gola strzela Smolarek. Rok 2006: Polska– Portugalia 2:1. Oba gole dla Polski zdobywa… Smolarek. Ten sam? Nie. Strzelanie Portugalczykom przechodzi u Smolarków z ojca na syna.

Nasi piłkarze dawno nie grali tak dobrze, jak wieczorem, 11 października podczas meczu Polska–Portugalia. Starsi przypomnieli sobie pewnie mecz sprzed dwudziestu lat. Wtedy, na Mistrzostwach Świata w Meksyku, zwycięskiego gola w meczu z Portugalią zdobył Włodzimierz Smolarek, ojciec Euzebiusza.

Czarna Perła z Mozambiku
Jest rok 1966. Dziewięcioletni chłopak z Aleksandrowa Łódzkiego, Włodek Smolarek, ogląda w telewizji transmisje z Mistrzostw Świata w Anglii. Rewelacją imprezy jest Portugalia. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego eliminują Brazylię. Z Koreą Północną przegrywają już 0:3, jednak potem strzelają pięć bramek i zwyciężają. Imprezę kończą na trzecim miejscu. Najlepszym piłkarzem tamtej reprezentacji Portugalii był czarnoskóry Eusébio, napastnik urodzony w Mozambiku, ówczesnej kolonii portugalskiej. Dziennikarze nazywali go Czarną Perłą. Eusébio został królem strzelców mistrzostw, a dla małego Włodka, wówczas trampkarza Włókniarza Aleksandrów, piłkarskim idolem. Kiedy piętnaście lat później Włodzimierzowi Smolarkowi urodził się syn, piłkarz nie wahał się nawet przez chwilę. Na cześć Eusébio dał mu imię Euzebiusz. Zapewne nie przypuszczał, że po latach zarówno on, jak i jego syn staną się „prześladowcami” rodaków Eusébio. Historię tę przypomniała po meczu w Chorzowie prasa portugalska. Popularny portal internetowy www.sportugal.pt zakończył artykuł o Smolarkach żartobliwie: „Maldito sejas Eusebiusz!!” (przeklęty bądź Euzebiuszu).

W cieniu ojca
Włodzimierz Smolarek zrealizował najśmielsze piłkarskie marzenia. Był znakomitym napastnikiem. W 1982 roku z reprezentacją Polski zajął trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Euzebiusz dorastał w jego cieniu. Od dziecka wiedział, że chce być piłkarzem. Tak samo jak ojciec gra w ataku. Karierę zaczął tam, gdzie ojciec ją skończył, czyli w Holandii. Smolarkowie od dwudziestu lat mieszkają bowiem za granicą. Włodzimierz najpierw grał w klubach niemieckich i holenderskich, a potem dostał pracę trenera drużyn młodzieżowych w Feyenoordzie Rotterdam – klubie, w którym kiedyś występował. Do tego samego klubu trafił jego syn.
Dziennikarze często porównują Euzebiusza z ojcem. Euzebiusz tego nie lubi. W jednym z wywiadów powiedział nawet, że woli, by zamiast „Smolarek” zwracano się do niego „Ebi”. – Jeszcze nie dorównałem ojcu. On zrobił tyle, że wciąż mi daleko. Zawsze mnie krytykuje, ale to dobrze. Zawsze można grać lepiej – wyznaje Ebi w jednym z internetowych czatów. – Gdy czasem z nim dyskutuję, on powtarza: „Jak pojedziesz dwa razy na mistrzostwa świata i zagrasz w półfinale jak ja, to będziesz mógł się odzywać”. – To przesada – śmieje się tata. – Po prostu kiedy widzę, że Ebi się nie przykłada, mówię mu to. Potrafimy sobie pewne rzeczy wyjaśnić. Kiedy miał 15 czy 16 lat trzeba go było pilnować, żeby dorósł jako człowiek i jako piłkarz. Teraz na szczęście jest już dojrzałym facetem i nie muszę go strofować. Możemy spokojnie porozmawiać.

Tylko Polska
Ebi Smolarek wyjechał z kraju jako pięcioletni chłopiec w tym samym czasie co Mirosław Klose i Łukasz Podolski grający teraz w drużynie Niemiec. Gdy miał 16 lat dostał propozycję gry w młodzieżowej reprezentacji Holandii. Odmówił. – Postanowiłem wybrać Polskę. Tata zawsze mówił, że tak jak on grał dla Polski, tak i ja powinienem. Zrobiłem to z szacunku dla rodziny w Polsce, ale także dlatego, że czuję się Polakiem – opowiada Ebi. – Powiedział mi wtedy: „Tato, jestem Polakiem i chcę tak jak ty strzelać gole dla Polski”. Byłem z niego dumny – wspomina Smolarek senior. Kariera Ebiego rozwija się dobrze. Gra w mocnym niemieckim klubie Borussia Dortmund. Mistrzostwa w 2006 roku były wprawdzie dla Polski nieudane, ale Smolarek junior ma dopiero 25 lat.

Babcia – wierny kibic
Smolarek junior nadrabia też zaległości z językiem polskim. – W Polsce szkół nie kończyłem, po polsku rozmawiałem tylko z tatą i z mamą. To takie głupie, bo czujesz się Polakiem, a słabo mówisz po polsku. Zawsze się tego wstydziłem. Dlatego w Polsce uważano, że jestem zamknięty. A mnie po prostu było głupio, że mówię z błędami, że nie umiem powiedzieć tego, co chcę. Ale teraz mówię już coraz więcej, przełamałem się. Z chłopakami z kadry już rozmawiam normalnie – opowiada. Ebi niechętnie mówi o swym życiu prywatnym. Wiadomo, że nie ma żony ani dziewczyny. Każdą wolną chwilę spędza u rodziców w Rotterdamie. ­– Rodzina jest dla mnie najważniejsza – mówi. Na wakacje często przyjeżdża do babci mieszkającej pod Łodzią. Babcia jest jednym z jego najwierniejszych kibiców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..