nasze media Mały Gość 04/2024

Agnieszka Adamiak-Gurdała

dodane 14.02.2019 14:38

Natan zmienia kurs

Nie znosiła ckliwych opowieści o dobrym świecie, który należy wspólnie budować. Szlachetni, sprawiedliwi, uczciwi, którzy zwyciężali chciwych i złych, to materiał na kiepski i oklepany scenariusz filmowy. Uważała, że prawdziwym życiu liczy się spryt. Trzeba się dobrze ustawić. Wszelkimi możliwymi sposobami.

Być dobrym, o czym była szczerze przekonana, oznacza być słabym, naiwnym. Dobry przy pierwszej lepszej okazji da się wykorzystać, a potem płacze po kątach. Zwycięzcy są wygadani, bezczelni, kolorowi i asertywni. Każdego dnia mijała ich na szkolnych korytarzach katolickiej szkoły, do której zresztą nie lubiła chodzić. Hipokryci – myślała o rodzicach – sami nie wierzą, a ze mnie chcą zrobić świętą. Czuła, że jest niesprawiedliwa. I to wywoływało w niej jeszcze większą złość, której nie potrafiła się pozbyć. Nie miała wielu przyjaciół. Zresztą nie sądziła, aby byli jej do czegoś potrzebni. Radziła sobie świetnie. Sama. Ostatnio, może trochę gorzej. Natan, ukochany starszy brat, wyjechał niedawno na misje do Rwandy. Kretyn, wariat, idiota – powtarzała za ojcem, który na wieść o planach syna wściekł się nie na żarty. Co on sobie wyobraża? Że zbawi świat? Natan zawsze był świetny. Tak po prostu. Wszystko, co robił: każdy projekt, zadanie kończyły się sukcesem. Genialny student, organizator, urodzony przywódca. Do tego megaprzystojny. Była z niego bardzo dumna. Podobnie jak ojciec, który odliczał dni, by wreszcie wprowadzić go w idealnie prosperujący, rodzinny biznes. – Co ty wyrabiasz, Natan?! – krzyczała, kiedy powiedział jej o misjach w Rwandzie. – Zwariowałeś?! Wróciłeś z Belgii, masz szansę na superpracę! Świat czeka na ciebie! – Julita, nic nie rozumiesz – odezwał się spokojnie. – Właśnie chcę zrozumieć! Co ci się stało?! Pokłóciłeś się z Anką? Może ja do niej zadzwonię, pogadamy. Na pewno wszystko da się jakoś odkręcić. – Odkręcić? Tu nie trzeba niczego odkręcać. Ja po prostu TAK to czuję. – Ale co czujesz? Czyli że to TY odszedłeś? Zostawiłeś ją po tylu latach? – Julita, uspokój się, posłuchaj. Nie jest tak, jak myślisz. Nasze drogi, moje i Ani, już dawno biegły w dwóch różnych kierunkach. Ania znalazła staż w Stanach, a ja… od jakiegoś czasu zastanawiam się nad sensem swojego życia. Pamiętasz Ewangelię o talentach? – Ewangelię o talentach? – zapytała zaskoczona. – Tak, o talentach. Pan dał ludziom talenty, by je pomnażali. A potem przyjdzie i zapyta: jak żyliśmy? Co z nimi zrobiliśmy? – Przecież ty masz mnóstwo talentów, Natan! Wszyscy cię podziwiają… Zawsze chciałam być taka jak ty. Jestem w tej beznadziejnej szkole tylko dlatego, że ty w niej byłeś. Zdam maturę i też pójdę na medycynę. Dlaczego robisz totalną rewolucję w życiu? Z powodu Ewangelii o talentach? To są bajki dla dzieci, Natan! Nie wierzę, że dałeś się nabrać! – Julita, przestań! Nie możesz tak mówić. Nie pozwalam ci. To nie bajki. Każdego dnia Jezus wysyła do ciebie list. Słowo, które pomaga przeżyć następny dzień. Ignorowałem te listy latami, aż przyszedł dzień, kiedy otrzymałem wiadomość od anioła, Bożego wysłannika… To całkowicie odmieniło moje życie. Dziś chcę iść drogą, którą wybrał dla mnie Jezus. – O czym ty mówisz, na litość boską?! Jaki anioł, jaka wiadomość? – Kilka miesięcy temu byłem świadkiem strasznego wypadku w Brukseli. Samochód potrącił matkę z dwojgiem dzieci. Przyjechało pogotowie, zabrało wszystkich do szpitala. Chwilę wcześniej stałem obok nich. Byłem w szoku. Przez kilka dni nie mogłem przestać myśleć o tym, co zobaczyłem. Czułem, że powinienem sprawdzić, czy przeżyli. Szukałem, pytałem we wszystkich klinikach. W końcu ich odnalazłem. Okazało się, że młodsza dziewczynka dopiero co odzyskała świadomość. – Byłem świadkiem wypadku, chcę tylko wiedzieć, czy żyją – tłumaczyłem pielęgniarce. Na korytarzu stał ojciec dzieci. Podszedł do mnie. Zaznaczył, że chce mi powiedzieć coś, co brzmi niewiarygodnie, ale robi to dla swojej córeczki, czteroletniej Helen. Dziewczynka widziała mnie tamtego dnia na ulicy. Klęczałem obok, trzymając ją za rękę. Ona leżała nieprzytomna w kałuży krwi. W zasadzie jej ciało leżało na ziemi, bo dusza… była tuż obok mnie. Towarzyszył jej anioł. – To mądry chłopak – powiedział do Helen. – I bardzo utalentowany. Ale pomnaża swoje DARY nie tam, gdzie trzeba. Kiedy wrócisz na ziemię, znów go spotkasz. Powiedz mu, proszę, że Chrystus jest z niego bardzo dumny. Powinien tylko zmienić kurs swojego życia. Kierunek: DOBRO. Natan zakończył opowieść i milczał przez dłuższą chwilę. – To wszystko? – Julita była wyraźnie zdegustowana. – Rzucasz pracę, rodzinę, dotychczasowe życie, bo jakiś dzieciak po wypadku powiedział ci, że twój statek płynie nie tam, gdzie trzeba? – Nie, siostrzyczko – Natan przytulił ją z całej siły. – Rzucam wszystko, bo wierzę, że Bóg ma dla mnie piękny plan. Zna mnie po imieniu, wybrał dla siebie i chce, abym razem z Nim szedł przez życie. Tamtego dnia poczułem się bardzo szczęśliwy, jak nigdy wcześniej. Moje serce wypełnił pokój… Zastąpił strach, którego nie umiałem się pozbyć. Nieustannie bałem się, czy dam radę, czy będę najlepszy. Jula! Będę się za ciebie modlił! Mam nadzieję, że pewnego dnia i ty odkryjesz, jak bardzo Pan ciebie obdarował. Jak wiele talentów od Niego dostałaś. Wierzę, że zapragniesz podążać za Nim, Jego drogą, by pomnażać DOBRO. To była jedna z ostatnich rozmów Julity z bratem, przed wyjazdem na misje. Myślami wracała do niej wiele razy, ale nie powiedziała nikomu o tym, co usłyszała, nawet rodzicom. Zresztą oni byli ostatnimi, z którymi miała ochotę rozmawiać o czymkolwiek. Od czasu wyjazdu Natana kompletnie powariowali. Ojciec całe dnie spędzał w firmie, a mama zamknęła się w sobie. Nie było z nią żadnego kontaktu. Trudna sytuacja rodzinna miała swoje plusy. Nareszcie nikt nie wtrącał się w jej życie, nie kontrolował i nie mówił, co powinna robić. Czuła się jedynie bardzo samotna… Tamtego dnia w szkole miała już dość. Wiosna zbliżała się wielkimi krokami, a wraz z nią nieuchronna matura. Dochodziło południe, kiedy niespodziewanie odwołano historię. Przerwa w środku dnia – fatalna wiadomość. Została jeszcze chemia i polski, więc nie bardzo mogła urwać się do domu. Cała klasa zajęła niemal wszystkie ławki wokół szkoły i wylegiwała się na słońcu. Nie miała ochoty na towarzystwo kolegów i koleżanek. Chciała zaszyć się w jakimś spokojnym miejscu. Weszła do kaplicy. Była pusta. Usiadła z tyłu, daleko od ołtarza. – Talenty? – powiedziała do siebie. – Też sobie wymyślił! Będzie pomnażał talenty w buszu! Wśród ludzi, którzy nie potrafią pisać ani czytać! Dostanie malarii albo ugryzie go skorpion i tyle będzie z tego miał. Ale zrealizuje Boży plan! Zbawi świat! Wielki bohater! Co Ty sobie myślisz, Jezu?! Że ja tak po prostu powiem: dziękuje, że mi go zabrałeś?! Bo zabrałeś mi brata, słyszysz?! Mojego najlepszego przyjaciela! Po co uczył się języków? Po co kończył studia? Wszystko mu zabrałeś! Rodzinę, która go kocha, też! Taki jest ten Twój świetny plan! Nie chcę takiego planu, rozumiesz?! Ani Twoich talentów. Zresztą ja w zasadzie niczego od Ciebie nie dostałam. Do wszystkiego, co mam, doszłam sama! Julita zakryła twarz dłońmi. Poczuła ogromny smutek i żal. Zaczęła płakać. Nie znosiła tego. Często powtarzała sobie, że płaczą tylko słabi… Czuła się samotna i bezsilna. Wiedziała, że to, co powiedziała przed chwilą, nie jest prawdą. Przecież wszystko, co ma, kim jest, zawdzięcza innym: Bogu, rodzicom, Natanowi. Rodzice i brat przez lata troszczyli się o nią, motywowali do pracy, wspierali. To ich miłość dodawała jej sił w trudnych chwilach. Miłość, której źródłem jest Bóg. Od dziecka był dla niej bardzo ważny. Zawierzała Mu swoje sprawy, dziękowała, prosiła i… jakoś niepostrzeżenie o Nim zapomniała. Wielokrotnie czytała fragment Ewangelii o talentach… Wiedziała, że Bóg obdarzył ją wieloma talentami, ale nie sądziła, że powinna je pomnażać. Dla siebie i dla innych. Dała się zwieść myśli, że w życiu wszystko zależy tylko od niej. Pogrążona w rozmyślaniach, poczuła czyjąś obecność. Wystraszona odwróciła się gwałtownie. Nikogo nie było w pobliżu, jednak miała wrażenie, że jest inaczej. – Czy ktoś tu jest? Co to za żarty? To nie jest zabawne – powiedziała zaniepokojona. – Ja Jestem – usłyszała. – A ty, Julito, byłaś i będziesz Moim największym skarbem. Największym. Nigdy nie przestanę o Ciebie walczyć. – Walczyć? O mnie? Kim jesteś? – rozejrzała się ponownie. Wstała i podeszła do ołtarza. Odwróciła się. Przeszła między ławkami, ale nie znalazła nikogo. Uklękła pod krzyżem. Była pewna, że przed chwilą usłyszała GŁOS: piękny, ciepły, spokojny. Jej serce wypełnił pokój i niepojęte szczęście. Miała ochotę wstać i tańczyć. I pewnie by to zrobiła, gdyby nie zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. – Dziękuję, Jezu. Jesteś moim Przyjacielem. Najlepszym – szepnęła poruszona. Odwróciła się. Po raz kolejny upewniła się, że jest sama w kaplicy. – Musisz wiedzieć… Pewnie to wiesz, ale chcę Ci powiedzieć, że… ze mną nie pójdzie Ci tak łatwo jak z Natanem – słysząc własne słowa uśmiechnęła się do siebie. – Wiesz, że jestem okropnie uparta i mam trudny charakter – teraz już śmiała się całkiem głośno. – Ale zawsze możemy ponegocjować! Kocham Cię, Przyjacielu! Świetlica Małych Dzieci w Łodzi maledzieci.salezjanie.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Dostęp do treści jest ograniczony Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..