. Przed nią piętrzył się nie tylko stos zmiętych chusteczek higienicznych, ale i większy stos podręczników i zeszytów. Podobno przed majowym weekendem nauczyciele wpadli wręcz w amok oceniania, podsumowań, sprawdzianów, kartkówek. Nie wiem, czy tak jest faktycznie, bo może przeziębienie ma wpływ na ocenę sytuacji przez Paulinę.
Michasia zeszła do nas z bardzo smętną miną. Koleżanki bardzo jej dokuczyły, przyjaciółka zawiodła, czuła się, delikatnie mówiąc, okropnie. Paulina wspominała podobne zdarzenia ze swojego życia, szczególnie w podstawówce. Było to jakieś pocieszenie. Tym bardziej, gdy okazało się, że nawet kilka razy pokłóciła się strasznie z Jadzią, najlepszą przyjaciółką.
Pędziliśmy przez leśne drogi, a dziewczyny tak się cieszyły, że przestały zwracać na mnie uwagę. Język zwisał mi do ziemi, piach się lepił, byłam zziajana do granic wytrzymałości. Nagle wpadliśmy na tak uroczą polanę, że rowery kolejno hamowały. Jęk zachwytu. Niezwykłe brzozy i ich delikatnie rozwijające się listeczki. Głęboki jar, a w nim strumyk z krystalicznie czystą wodą.
Niestety, dzisiaj minął mnie obojętnie, a stało się nawet coś gorszego, bo dojrzał w oddali Norę i o mało nie urwał się ze smyczy. Wróciłam spokojnie do dziewczyn a tu Paulina jak nie zacznie mnie wychwalać. Podobno Julia powinna brać ze mnie przykład. Ja nie martwię się tym, że Tytus już za mną nie szaleje. To jego strata, bo ja wiem, jaka jestem świetna.
Wpadła do nas ciocia Ania z rodzinką. Paulina i Daria natychmiast wyszły do altany, bo zawsze mają tle wspólnych spraw do omówienia. Kuba z Alą weszli na tak zwaną ostatnią prostą w przygotowaniu do matury i już się nie udzielają w rodzinie. Ledwo się przywitali, coś tam mruknęli na temat nauki i wyszli do pokoju. Szykowały się miłe chwile, bo Pan z wujkiem skupili się na samochodzie, a Pani z ciocią usiadły przy stole. Wtedy Mateusz dał tak zwany koncert histerii.
Dziewczyny natychmiast ją zagłuszyły i dalej podawać przykłady swoich nadmiernych obowiązków. No i zawsze następował dodatek o tym, jak wszystko się zmieni za kilka lat, gdy będą dorosłe, gdy będzie cudownie, swobodnie, radośnie. Położyłam łeb na łapach, zmarszczyłam czoło, bo coś mi się kołatało w mózgu, że miały zerwać z narzekaniem. Nic z tego, właśnie się nakręcały i lawina ruszyła. Są przemęczone, mają za dużo zadań, za dużo obowiązków domowych, są traktowane o wiele gorzej niż bracia, obojętnie, cz starsi czy młodsi.
Jej nastrój rozbijał się jednak o mur radości, kpiny, żartów. Oczywiście, najgłośniejsza była jak zwykle Jadzia, która potrafiła odnosić się żartobliwie nawet do księdza Wojtka. Zażądała właśnie przerwy na lody i jakie było jej zdumienie, gdy prośba została natychmiast spełniona. Wszystkie przysiadły na ławkach wokół groty i śmiały się dosłownie z byle czego.
Wczoraj wieczorem Paulina długo wczytywała się w kilka zdań z Ewangelii. Wyraźnie coś jej nie pasowało. Wzdychała, próbowała nawet zamknąć i odłożyć Biblię, ale znowu brała ją do ręki i czytała jakieś zaznaczone wcześniej zdania. Ułożyłam się wygodnie na kocu pod jej biurkiem i obserwowałam ze współczuciem. No co ją tak męczy? Wyszłyśmy nawet do kuchni, obie się napiłyśmy/ ja tylko dla towarzystwa/ i wreszcie w pokoju Paulina chwyciła komórkę.
Mam wrażenie, że w szkole u Pauliny przestali cokolwiek zadawać, podobnie u Michasi, bo dziewczyny do wieczora były zajęte w ogrodzie, podobnie jak i dorośli. Ogród pięknieje, wszędzie coś kiełkuje starannie okopywane. Ścieżki wygrabione, wyczyszczone, tu i ówdzie ustawiono donice z kwitnącymi już bratkami, stokrotkami, szafirkami. Nawet Kuba i Ala zrobili przerwę od nauki i odreagowali maturalne stresy, kopiąc, grabiąc, podlewając, siejąc i coś tam jeszcze.
Bo tak kocham moją rodzinę, że widzę w nich głównie dobro. Ich wady wydają mi się miniaturowe, zatrzymuję się przy ich zaletach, bo i ja dla nich jestem dobra. A dzięki temu, stałam się też dobra dla innych ludzi, uważam, że są przyjaźni.