Takie obrazki niektórzy z Was dostaną w tym roku na Drodze Krzyżowej. Sytuacji, w których powinniśmy robić znak krzyża i w ten sposób przyznawać się do Pana Jezusa, jest o wiele więcej.
Widział, jak to było
Janusz Kotulski
uczestnik strajku młodzieży we Włoszczowie
fot. ALEKSANDRA MATUSZCZYK-KOTULSKA
Janusz Kotulski
uczestnik strajku młodzieży we Włoszczowie
W 1984 roku był uczniem I klasy w Zespole Szkół Zawodowych we Włoszczowie. Dziewczyny z klas maturalnych zbierały podpisy, by w klasach mogły zawisnąć krzyże. Trzeba było wtedy wielkiej odwagi, by sprzeciwić się „władzy ludowej”. Dzięki uczniom i rodzicom krzyże zawisły. Jednak tylko kilka dni. Po niedzieli krzyży już w klasach nie było. – Byłem przed lekcjami na religii przy parafii – opowiada pan Janusz – i ksiądz Marek Łabuda powiedział, że dyrekcja kazała zdjąć krzyże i że uczniowie odmawiają udziału w lekcjach. W szkole zebrano wszystkich w sali gimnastycznej, gdzie przyjechał wojewoda z Kielc.
– Tłumaczył, że szkoła jest świecka i że demonstrowanie religijności, jak w Iranie, to fanatyzm – wspomina pan Kotulski. – Po spotkaniu wychowawcy mieli zebrać swoich uczniów. Ale nikt nie posłuchał. Zaczął się strajk w obronie krzyży. Wieczorem na szkolnym korytarzu odbyła się Msza, a część strajkujących została na noc w szkole. Strajk trwał dwa tygodnie. 16 grudnia przyszedł biskup Mieczysław Jaworski i zaproponował byśmy wyszli ze szkoły.
– Ze świadomością moralnego zwycięstwa, za które wszyscy jesteśmy wam bardzo wdzięczni – dodał. Uczniowie zgodzili się i w procesji przeszli do kościoła. Potem przyszła zemsta władz. Z kilku klas maturalnych tylko siedmiu uczniów zdało maturę. Najbardziej aktywni dostali takie papiery, że nie chciano ich przyjąć na żadne studia. Krzysztofa Siłaka wyrzucono ze szkoły po tym, gdy znów zawiesił krzyże. A Księży Łabudę i Wilczyńskiego, którzy wspierali uczniów, skazano na więzienie i grzywnę.
...Dziękuję za wszystko w imieniu też innych" w: Obuchem w głowę czyli nasze spotkanie z Matką Teresą