nasze media Najnowszy numer MGN 04/2023

Gabriela Szulik

|

MGN 09/2005

dodane 24.03.2012 15:47

Kawa, zadania i inne metody

Nie lubiła cwaniactwa, gnębiła leni. Uczeń, który oszukiwał lub kłamał, miał przegrane. Natomiast bidę z nędzą, który się uczył, ale mu nie wychodziło, najczęściej przepuszczała.

Pani profesor Krystyna Majewska przez 34 lata była matematyczką w gliwickim liceum ogólnokształcącym. Niemiłosiernie gnębiła uczniów zadaniami. A oni za nią przepadali. Wiele razy mogła odejść ze szkoły. Miała inne propozycje. Nie potrafiła żyć bez uczniów. A uczniowie bez niej.

Zadanka rozwojowe
Gdy zaczynała pracę w szkole, przyrzekła sobie, że jeśli kiedykolwiek zrobi coś, co jej, jako uczennicy się nie podobało, powinna odejść. – U mnie na matematyce nie ma atmosfery śmiertelnej ciszy, gdzie słychać nawet przelatującą muchę – mówi pani Majewska. – Uważam, że zrobienie z lekcji horroru to nie jest problem. Kiedy uczeń przy tablicy opowiada herezje matematyczne, na przykład nie zna podstawowego wzoru, ma do wyboru dwie rzeczy. Albo jedynka, co oczywiście jest kłopotem i dla mnie, i dla niego, albo zadanka rozwojowe w stosownej ilości. To znaczy? – W określonym temacie uczeń dostaje na przykład dwadzieścia zadań. Nie pamiętam – zastanawia się nauczycielka – żeby ktoś wybrał jedynkę. Moi uczniowie – dzisiaj już nauczyciele matematyki – też stosują tę metodę. W gliwickim liceum, gdzie uczyła pani Majewska, jest ich pięciu, od dyrektora począwszy.

Kawa o siódmej rano
Pani Majewska miała dla swoich uczniów jeszcze inne propozycje. Dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i w piątki, od siódmej rano czekała na nich z... kawą. Oczywiście, kawę piła pani profesor. A uczniowie? – Czasem kiedy widziałam, że głowa im leci, pytałam, czy nie trzeba im kawy albo herbaty. Po co przychodzili? – Żeby się... rozwijać. Przychodzili, bo mieli podstawowe problemy z matematyką, bo pytali o rozwiązanie konkretnego zadania, bo prosili o zadania z materiału, jaki będzie na klasówce, bo zaliczali zaległe sprawdziany. Bywało, że sala była pełna, a bywało, że przyszło pięć, sześć osób. Przychodzili, bo chcieli.

Lenistwo, zaległości i przepychanki
Geniuszy jest tylu, ilu niezdolnych matematycznie. To ulubione powiedzonko pani Majewskiej. Skąd w takim razie kłopoty z matematyką? – Z kłopotów w szkole podstawowej. To ciągnie się za uczniem – odpowiada pani profesor. – Matematyki nie da się uczyć od ułamków, jeśli się nie pozna liczb naturalnych. Czasem rodzice tłumaczą: „Ja byłam niezdolna. On ma to po mnie”. Nie całkiem tak jest. Brak talentu naprawdę rzadko spotykałam – przekonuje pani Majewska i próbuje sobie przypomnieć, ilu jej uczniów oblało maturę z matematyki. – Przez 34 lata chyba tylko jeden – mówi. – Problemy wynikają z lenistwa albo z zaległości z poprzednich lat, albo z winy rodziców, którzy „przepychają” dziecko do następnej klasy. A czasem lepiej, gdy uczeń zostanie rok w tej samej klasie. Ma czas na nadrobienie zaległości. Po prostu na dorośnięcie.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..