William-Adolphe Bouguereau to ulubiony malarz przeciętnego odbiorcy, nawet gdy ten odbiorca nie zna jego nazwiska. Ludziom po prostu podobają się takie dzieła i koniec.
Dużo się teraz dzieje na Ukrainie, więc pomyślałem, że mogę też zająć się tym, co się tam działo kiedyś, a dokładnie w 1676 roku.
Nie wiem, czy gdy to czytacie, śnieg wreszcie spadł, ale to bardzo możliwe. Przecież ten numer „Małego Gościa” można czytać i za rok, i za sto lat. I to nie tylko w Polsce, ale i za kołem polarnym, gdzie śnieg zwykł zalegać nawet latem.
Jak się nazywał Cornelis Massys? Głupie pytanie – powiecie. – Przecież właśnie tak. Otóż niekoniecznie.
Ta dziewczyna, która na obrazie przytula się do krzyża, to córka króla Węgier, przyszła księżna Turyngii – no po prostu wielka figura.
Ludzie wiszą na linie nad szalejącym morzem – a jak wiadomo, co ma wisieć, nie utonie. Nie utonie zwłaszcza wtedy, gdy wisi na dość solidnym urządzeniu.
Autor obrazu, którym zajmuję się tym razem, nazywał się Paton. Nie, to nie ten generał z II wojny światowej – ten miał dwa „t” w nazwisku.
O Carpaccio słyszeliście? Ponoć najlepsze jest z wołowiny albo cielęciny, cienko pokrojone. Ale ja tu nie jedzeniem się zajmuję, tylko oglądaniem.
Tak często zajmuję się tu dziełami prerafaelitów, że łatwo je rozpoznać – na przykład po jasnych, żywych barwach, dokładnym oddaniu szczegółów i w ogóle.
Słyszeliście o Waldmüllerze? Nie? A to chociaż o Millerze? No widzicie, o Millerze słyszeliście. Okej, czyli Waldmüllera znacie w połowie.