Młody, wysportowany, z fajką w zębach, oparty o czekan, tak jakby przystanął na chwilę, wracając z górskiej wycieczki.
W lipcowy wieczór Luciana klęczała przy łóżku brata. Rękę oplecioną różańcem trzymała w jego dłoniach. Poczuła delikatny uścisk. To było pożegnanie.
Pytamy czasem drugich: „Czy trzeba pomóc?” Widzimy w odpowiedzi ich kiwanie głową: „Nie trzeba”.
Jest ich 50. Ruszyli do Turynu, by dotykać miejsc i chodzić śladami bł. Frassatiego.
Góry, góry, góry – kocham was!
Świętość jest dla każdego!