nasze media Mały Gość 04/2024

Agata Puścikowska

|

MGN 12/2007

dodane 15.11.2007 19:21

Nie muszę, ale lubię

Rozmowa ze Zbigniewem Zamachowskim - Czy wielki aktor czyta własnym dzieciom? Dlaczego Marysia znudziła się „Witch”? Czy do prawdziwych świąt potrzebny jest karp?

Aktor grający w wielu filmach dla dzieci, dubbingujący filmy familijne, a w dodatku ojciec czwórki dzieci, to musi chyba dzieci lubić? Musi, czy lubi?
– Przewrotne pytanie. Ale czy dzieci można nie lubić? Generalnie dzieci są cudowne. Nie trzeba ich „musieć” lubić, choć oczywiście – czasami są momenty, i nawet szanowne pociechy sobie z tego zdają sprawę, że chciałoby się je pozamykać w komórce. Tak jak chociażby św. Franciszka, o którym czytałem ostatnio dla „Radia Dzieciom”.

Podobno dzieci lubi się nie za coś, ale mimo wszystko...
– Dzieci lubi się za to, że... są dziećmi. Mam czwórkę dzieci: Marysia ma 12 lat, Tadek 10, Antek 8, Bronka 6. Przecież gdybyśmy z żoną nie lubili dzieci, nie sprawilibyśmy sobie takiej gromadki. Każde jest inne, każde ma swój świat, który nam, rodzicom, bardzo się podoba. Choć oczywiście staramy się go również kształtować.

A jednak praca aktora grającego dla dzieci jest chyba znacznie trudniejsza niż dla dorosłych...
– Nie, nie mogę się z tym do końca zgodzić. Nie jest trudniejsza. Ale trzeba zawsze sobie zdawać sprawę, kto jest adresatem. Nie po to, żeby dzieciom coś ułatwić, czy upraszczać. Staram się sprawę traktować na tyle poważnie, żeby dzieci czuły się poważnie traktowane. Jeśli stosuje się taryfę ulgową, czy to w rozmowie z dziećmi, czy w pracy dla dzieci, one to wyczują. Jako ojciec czwórki dzieci wiem, że najbardziej trafiają do młodych sensowne argumenty. Dzieci trzeba traktować serio. Gdy próbuje się je zbyć, albo jakoś je „oszukać”, to... życzę powodzenia. Takie „kłamstwo” ma krótkie nogi. Na przykład tekst o św. Franciszku starałem się czytać prosto, zwyczajnie, mając jednocześnie na uwadze, że będą go słuchały całe rodziny. Bez udziwnień, bez wymyślania. Inna rzecz, że tekst jest właśnie taki: prosty, zrozumiały, a jednocześnie ciekawy.

Na antenie, w kinie, czyta Pan dla tysięcy dzieci. Starcza Panu czas na czytanie własnej czwórce?
– Kiedyś czytaliśmy razem bardzo dużo. Teraz już mniej: starsza trójka czyta sama, Bronka zaczyna składać litery. Ale lubimy to, takie wspólne czytanie jest potrzebne. Gdy ostatnio dzieci obejrzały pierwszą część „Narni”, tak były ciekawe dalszego ciągu, że musieliśmy kupić wszystkich 7 tomów. I przez kilka tygodni, regularnie czytaliśmy „Narnię” właśnie...

Pozazdrościć... taaaki aktor im czyta.
– Ależ właśnie nie! Tata im czyta! Tata, jakich wielu. Czytam troszkę sprawniej niż większość rodziców, ale umiejętności aktorskich nie nadużywam, bo to nie ma sensu. Czytam zwyczajnie, one słuchają. Wszystko. Najstarsza, Marysia, to już i czyta, i słucha, i... ogląda... Taki wiek, ale wierzę, że to oglądanie samo przejdzie, na korzyść czytania. Regularnie, coś tam czytamy Bronce.

Czytacie „coś tam”? Nie dobieracie dzieciom lektur? „Witch” jest w domu?
– W zasadzie dzieci mają prawo wyboru. Ale mają też.... szeroki wybór. Owszem, jakieś ze dwie „Witche” w domu były, ale... poszły szybko w kąt. To jest tak: dziecko umie dobrze wybrać, jeśli ma alternatywę. Nie chcemy stawiać jakichś ostrych granic: to dobre, to złe. Owszem, zawsze mamy kontrolę, ale i dystans, i wiarę w dziecięcy gust. Marysia „Witche” poczytała, oceniła i odrzuciła.

No fakt, jak dzieci znają „Narnię”, to się „witchami” nie zachłysną...
– I chwała Bogu. Mamy milion różnych baśni, bajek. Sześcioletnia Bronka sama wskazuje co chciałaby wieczorem usłyszeć. A ponieważ to bardzo zdecydowana, konkretna kobietka, co nam się szalenie podoba, to nie ma dyskusji. „Proszę, poczytajcie mi to. Dziękuję, idę spać”. I koniec.

A książki typu „Opowieść o św. Franciszku” przeszłyby u Bronki?
– Hmmm. Raczej tak. Jak się doczekamy wydania, poproszę o książkę. Wtedy poczytamy i sprawdzimy.

Czy postać świętego, który żył kilkaset lat temu i całował żebraków, może zafascynować kilku, kilkunastolatka? Konieczna jest do tego wiara wyniesiona z domu, czy po prostu... dobrze, ciekawie napisany tekst.
– Jeśli chodzi o wiarę, to nie mamy problemów. Wychowujemy w wierze i mamy nadzieję, że w przyszłości dzieci jej nie odrzucą. Religijnie edukuje je siostra katechetka. Gdy dostanę egzemplarz o św. Franciszku, „zapodam” opowieść dzieciakom. Sam jestem ciekaw reakcji. Czy zrozumieją, czy przekaz do nich dotrze? Myślę, że ważna jest tu forma: dzieciom spodoba się tekst dobrze, wartko i ciekawie napisany.

Taki św. Franciszek nadaje się chyba na świąteczną lekturę. No, chyba że wielki aktor będzie w święta pracował...
– Święta to rzecz święta! Nie ma roboty. Albo spędzamy je w domu, bardzo rodzinnie, bo jest nas dużo... Albo jedziemy do krewnych i skutek podobny: rodzina żony jest liczna. Taki włoski model. Albo też ruszamy w podróż – już dwa razy tak się zdarzyło i było naprawdę fajnie.

Święta bez karpia?
– Raz na jakiś czas to i karp się ucieszy. A w ogóle, to w święta improwizujemy. Nie ważne gdzie jesteśmy, ważne że jesteśmy razem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..