nasze media Mały Gość 04/2024

brat Jacek Rakowski, Misjonarz Afryki

dodane 16.10.2008 09:54

Nadzieja dla dzieci ulicy

Zambia bardzo rzadko pojawia się w czołówkach wiadomości. Nie miała tu miejsca żadna wojna, ani żadna z większych klęsk żywiołowych. Zambijczycy są niezmiernie pokój kochającymi ludźmi, przyjaznymi i biednymi. Dźwigają ciężar swej nędzy w milczeniu.

Zdążyć na czas
Dopóki ludzie będą zmuszeni do życia w skrajnej nędzy, dopóty niektóre z dzieci będą zmuszone do ucieczki na ulicę w poszukiwaniu lepszego życia! Tego niestety nie możemy zmienić. Dlatego właśnie na miejsce każdego dziecka, które udało nam się „uratować” z ulicy, już w następnym tygodniu pojawia się kolejne. I nasza praca zaczyna się od nowa. Cała sztuka polega na tym, aby dotrzeć do dziecka, zanim jest za późno. Dlatego tak wiele czasu spędzam na ulicy, przebywając z chłopakami, aby zdobyć ich zaufanie i w rezultacie uratować życie. Mówię tu o dzieciach, które generalnie nie ufają dorosłym, bo dorośli, których znali albo nie potrafili (lub nie mogli) się o nich zatroszczyć, albo ich wykorzystują w taki, czy inny sposób.



Z doświadczenia tych kilku lat pracy z „dziećmi ulicy” wiem, że w tym „stylu życia”, po upływie pewnego okresu czasu (różnego dla różnych osób) i po doświadczeniu tego wszystkiego, co taki styl życia ze sobą niesie (dzieci ulicy narażone są każdego dnia na wszelkiego rodzaju wykorzystanie: od werbalnego, poprzez fizyczne, do seksualnego), dzieci osiągają taki punkt, po przekroczeniu którego, powrót do w miarę stabilnego życia jest bardzo utrudniony, o ile w ogóle możliwy.

Krzywda, której doświadczyli, jest zbyt wielka. Po osiągnięciu tego punktu „bez powrotu”, zostają na ulicy do końca życia, które już na zawsze pozostanie dla nich niekończącym się łańcuchem wykluczenia, samotności, odrzucenia, zapomnienia i cierpienia.

Gdy po pewnym czasie znajomości na ulicy, któryś z chłopaków przychodzi i mówi mi, że teraz on chciałby zmienić swoje życie i skończyć z ulicą, to dla mnie jest znak, że on odzyskał nadzieję, że płomyk nadziei w to, że być może, coś się zmieni na lepsze, zapłonął w nim na nowo. W tym samym czasie jest to OGROMNY kredyt zaufania, którym mnie obdarzył.

Zawsze modlę się, abym tej nadziei nie zawiódł. Niestety, jedyną rzeczą jaką mam do zaoferowania, jest tylko moja obecność i przyjaźń. Dlatego też ośrodek, do którego, tu w Lusace, przyjmujemy
chłopaków nazywa się: Home of Hope; „Dom Nadziei”. Obecnie przebywa w nim 25 chłopaków.



Czy można coś zmienić na lepsze?
Życie tych, którzy z takich czy innych powodów decydują się na życie na ulicy, niekoniecznie musi podążać drogą, którą powyżej opisałem.
Pod jednym wszakże warunkiem: musimy do nich dotrzeć zanim osiągną „punkt bez powrotu”; musimy być obecni tam dokąd „uciekają”, musimy być obecni „na ulicy”, bo tylko wtedy mamy możliwość jakiegokolwiek wpływu na to, jak to życie się potoczy. To właśnie jest moim zadaniem, celem i pracą. Niektórzy z tych, którzy mnie tu znają nazywają mnie „big street boy” [wielki chłopak ulicy] Praca z dziećmi na ulicy i prowadzenie ośrodka wiążą się z dość pokaźnymi wydatkami. Każdego miesiąca, tylko na pracę, którą wykonuję „na ulicy” (pomijam koszty prowadzenia ośrodka), wydaję od 200 do 250 dolarów. Gdy nie mam pieniędzy ograniczam swoje zadanie do prostego przebywania z chłopakami „na ulicy”.

Potrzebujemy Waszej pomocy!

Chcielibyście uratować jedno życie?
Stańcie się przyjaciółmi Domu Nadziei [Home of Hope]

1. Odwiedzajcie naszą stronę internetową: www.xanga.com/mojaafryka
3. Bądźcie z nami w kontakcie mailowym: broisaac@pino.pl
4. Utrzymujcie z nami kontakt listowy:
St. Lawrence Home of Hope
Kamwala South
P.O.Box 50151 RW Lusaka, ZAMBIA
« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..