nasze media Mały Gość 04/2024

Wasz Franek fałszerz

dodane 26.08.2021 10:21

Burza uczuć

Jak wiadomo, burza to zjawisko dość niebezpieczne. Lepiej schodzić piorunom z drogi, bo one nam z niej raczej nie zejdą.

znajdź fałszerstwo

Gorzej, gdy nie ma gdzie zejść, bo człowiek na przykład jest w polu, a ono jest jeszcze bardziej szczere od niego. W takich warunkach można stracić głowę, i to niekoniecznie z powodu uderzenia pioruna. Po prostu nie wiadomo, co robić, bo ani się schować pod drzewem (o ile jest), ani stać, ani leżeć. A tu leje, błyska i nie wiesz, czy za chwilę nie błyśnie ci tak, że już grzmotu nie zdążysz usłyszeć. Zdaje się, że w takiej właśnie sytuacji znaleźli się ci chłopcy zatrudnieni w firmie hodowlanej na stanowisku kierowników jednostek zwierzęcych zwanych krowami bądź bykami. W skrócie pasterze, ewentualnie pastuchy. To drugie określenie jest mniej uprzejme, ale właśnie takie pada w jednym z tytułów: „Pastuchy w polu podczas burzy”. Bo ten obraz ma różne tytuły. Drugi brzmi: „Burza”. Jest też trzeci: „Przed burzą” – ale ten wydaje mi się bez sensu, bo skoro niebo rozcinają błyskawice, silnie wieje i zaczyna padać, to mamy już początek burzy, a nie jakieś „przedburze”. Tak wynika z obrazu. Zobaczcie: wiatr jest tak silny, że rosnące na polu rośliny uginają się ku ziemi, a ubrania pasterzy powiewają w jego porywie jak… ubrania w jego porywie. Powietrze, w którym fruwają jakieś źdźbła trawy czy siana, jest mgliste, pewnie wskutek ulewy albo z powodu kurzu, którego jeszcze nie spłukał deszcz. Jednak na pewno już zaczęło padać, bo chłopcy kulą się, wtulając głowy w ramiona, a jeden z nich narzucił na głowę coś w rodzaju kurtki. Pewnie mu to wiele nie pomoże – ale i nie zaszkodzi. Pasterze próbują gnać zwierzęta do obory, chociaż, jak się zdaje, one same są już wystarczająco spanikowane. Czwarta postać, ta w głębi (być może to dziewczyna), próbuje chyba „kierować ruchem”, o czym świadczy gest ręki z biczem. Pozostali pasterze najwyraźniej już o tym nie myślą. Łatwo odgadnąć, że chwilowo zależy im wyłącznie na dotarciu w bezpieczne miejsce. Chłopak na pierwszym planie się modli – widać, jak podnosi rękę do czoła, wykonując znak krzyża. To się nazywa obraz z klimatem, co? Czuje się to napięcie – i to nawet elektryczne, które za chwilę może znaleźć ujście w niekoniecznie przyjemny dla bohaterów sposób. Tego jednak nie wiemy. Ta niewiedza jest zaletą takich obrazów, bo one uruchamiają wyobraźnię, zmuszając odbiorcę do kombinowania, co też się mogło dalej dziać. Czy wyszli z tego cało? Czy mieli daleko do celu? Czy były straty w bydle? I tak dalej. Jak człowiek na to patrzy, zaczyna wczuwać się w rolę osób tam przedstawionych – i tak malowidło staje się początkiem fascynującej historii, którą – po obejrzeniu obrazu – opowiadasz sobie dalej sam. Trzeba być mistrzem, żeby do tego doprowadzić, a Józef Chełmoński mistrzem był. Malował głównie tzw. sceny rodzajowe, czyli pokazujące zwyczajne życie. Upodobał sobie codzienność polskiej wsi. Jego obrazy, choć realistyczne, nie są jak zdjęcie – jest w nich siła uczucia, które wkładał w malowanie. Dlatego jest w nich to „coś”, co powoduje, że gdy się je ogląda, budzi się w człowieku miłość do natury, tęsknota do rzeczy zwykłych, chęć bycia na łonie przyrody i pewnie wiele innych odczuć. Być może czujecie coś takiego, oglądając tę reprodukcję i szukając zawartych w niej fałszerstw. Jest ich tym razem osiem. No to wszystkiego dobrego, moje smoki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..