O malarzu Williamie Holmanie Huncie pisałem już nieraz. Bo i były powody.
To jeden z piękniejszych obrazów z Jezusem, jakie znam.
Dziś będzie inaczej. Nie sfałszowałem obrazu, lecz ramę. Bo choć rama bywa niedoceniana, to może być dziełem sztuki, podobnie jak to, co w tych ramach jest.
Niedouczeni ludzie słowo „średniowiecze” mówią z takim grymasem, jakby myśleli „dentysta”.
Kolor? – Czerwony. Owoc? – Jabłko. Malarz? – Matejko.
Jak to jest, że wiele obrazów „świeci”? Wyglądają tak, jakby ktoś w nich zapalił światło, a przecież to niemożliwe, bo tam jest tylko farba na płótnie lub desce. Ano, w tym właśnie tkwi sekret artyzmu – wydobyć światło.
Wiecie, co to takiego „martyr”? Aha, jedni wiedzą, inni nie. Bez sensu tak pytać wszystkich czytelników, skoro wśród nich może się trafić profesor od tych spraw. No to dla tych, którzy nie wiedzą: „martyr” to greckie słowo oznaczające świadka.
Czytanie jest bardzo ważne i pożyteczne. Przekonał się o tym, na przykład, pewien młody literacki zapaleniec, który dał swoje „dzieło” do oceny sławnemu pisarzowi.
Wakacje już niebawem, więc wam tu zapodałem wakacyjny obraz.
Ten człowiek w środku to Pan Jezus. Jakiś niepodobny, co? Twarz, jak na popularne przedstawienia Jezusa, nieco zbyt okrągła, ale przede wszystkim nie ma brody. Czemu malarz tak przedstawił Jezusa, że trudno Go poznać? Nie znał się?