nasze media Najnowszy numer MGN 06/2023

Gabriela Szulik

|

MGN 05/2007

dodane 02.04.2007 10:53

Dotyk Boga pod prysznicem

Dowód 3. Chodził na religię, na Msze w niedzielę, ale bez większego przekonania. Odstawał swoje w kościele. W końcu odszedł. Wiara do niczego nie była mu potrzebna.

Ostatnie wyjście
Poprawiła się sytuacja w życiu zawodowym pana Witolda, ale w gruzach legło jego życie osobiste. – Te ćwiczenia powodują, że człowiek oddala się od prawdziwego Boga – mówi pan Cempel. – Doświadczyłem, że zły istnieje. Nie mogłem w nocy spać, miałem kołatania serca, podwyższone ciśnienie. – To było coś przerażającego – opowiada. – Znałem techniki mistrzów tybetańskich, które miały mnie uspokoić. Ku mojemu zdziwieniu było jeszcze gorzej. Szukałem pomocy u znanych bioenergoterapeutów – bez efektu. Poszedłem do lekarza. Przepisał tabletki – przestawały działać wtedy, kiedy ich potrzebowałem, czyli od wieczora przez całą noc. Sytuacja nie do rozwiązania. W końcu pan Witold wyjechał na urlop. Była to zima. Pojechał do ciepłych krajów, do Egiptu. – O nic nie musiałem się martwić – wspomina. – Przez dwa dni czułem się całkiem dobrze. Trzeciego dnia wszystko wróciło. I tak do końca urlopu. Wróciłem bardzo zniechęcony. Nie pomagały nawet rozmowy z najbliższymi. Zostało mi jeszcze jedno: pójść do kościoła. Co mi szkodzi? Spróbuję. Może pomoże, pomyślałem.

Z Jezusem przy stole
– Nie traktowałem tego jednak poważnie – mówi dalej. – Tym bardziej że wiele osób mnie zniechęcało, że przesadzam, że Kościół mi nic nie pomoże. Postanowiłem jednak pojechać do kościoła. Wchodzę i czuję, że mi się nogi uginają. Zrobiło mi się słabo. Wyszedłem. Ksiądz prowadzący Mszę miał bardzo przyjemny, ciepły głos. To mnie zachęciło. Poczekałem aż skończy się Msza i poszedłem zakrystii. Mimo że była to pora obiadowa, ksiądz wysłuchał mnie spokojnie i powiedział, że proponuje mi tylko jedno rozwiązanie: pojednanie z Panem Bogiem. – Jak to? Co to znaczy? Przecież ja nigdy się Pana Boga nie wyparłem! Pojednać się to znaczy wyznać, jak odpowiadał pan swoim życiem na 10 próśb Pana Boga – powiedział ksiądz. Chciałem to zrobić natychmiast, ale ksiądz zaproponował mi innego kapłana. Następnego dnia w innym kościele, w innym mieście wyspowiadałem się. Łzy mi się lały po policzkach strumieniami, gdy przechodziłem przez te wszystkie wydarzenia mojego życia. Siedzieliśmy przy stole, jak teraz, ale w tej rozmowie było coś niezwykłego. Gdy ksiądz udzielał mi rozgrzeszenia, odczułem ogromną ulgę, jakby coś odpadło ode mnie, jakbym został od czegoś uwolniony.

Dryblas w I Komunii
Z takim nastawieniem pan Witold poszedł od razu do kościoła. Akurat dzieci przystępowały do I Komunii Św. – I ja, taki dryblas – śmieje się – przystąpiłem z tymi małymi brzdącami do swojej pierwszej od lat Komunii św. Ksiądz Franciszek podbiegł jeszcze do mnie i dał mi do ręki różaniec. Powiedział, żeby mnie Matka Boska strzegła i w trudnych sytuacjach, żebym się modlił Różańcem. Tego wieczora nie wziąłem tabletek i spokojnie zasnąłem. Miałem namacalny dowód: Pan Bóg jest. Jest w moim życiu. On mnie uwolnił. A potem dawał dowody, że jest. – Miałem takiego kolegę, który nie bardzo wierzył w obecność świętych – opowiada pan Witold. – Mówił, że przecież nie ma tego w Piśmie Świętym, że świętych ustanawia Kościół, czyli ludzie. I zasiał we mnie wątpliwość. A ja z taką wiarą odmawiałem Koronkę do Miłosierdzia Bożego przekazaną przez św. siostrę Faustynę... Z takimi myślami przyszedłem do kościoła. Wchodzę, trwa Msza i słyszę: „Przestań wątpić! Stąd pochodzi twoje uzdrowienie! Tutaj jest prawda!”. Jakby mnie piorun raził. Otrzymałem odpowiedź. W kościele, podczas Mszy, przez usta kapłana.

Dowody Pana Boga
Któregoś dnia pan Cempel pojechał do Wadowic, do karmelitów. Chciał się wyciszyć od pracy, od telefonów. – Siedziałem i wpatrywałem się w tabernakulum. I Pan Bóg dawał mi odpowiedzi, których potrzebowałem. Mówił do mnie przez psalmy, przez Ewangelię. Przy wejściu do kaplicy były słowa św. Teresy: „Nie znajdziesz mnie w rzeczach świata, szukaj mnie na dnie serca swego”. Jednego dnia wybrałem się w góry, szlakiem Jana Pawła II. Wszedłem na niewielki szczyt, usiadłem na pniu, zamknąłem oczy i próbowałem szukać Boga w moim sercu. Kiedy tak siedziałem, nagle usłyszałem szelest. Otworzyłem oczy. Znad urwiska wybiegło stado łań. Biegły wprost na mnie. Jedna zaplątała się między moimi nogami. To było niezwykłe doświadczenie. Właśnie tego dnia rano słyszałem słowa z Pieśni nad pieśniami: „Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach. Umiłowany mój podobny do gazeli, do młodego jelenia”. (Pnp 2, 8 – 9) To był dla mnie kolejny dowód, że Pan Bóg istnieje. Odpowiada przez różne sytuacje, delikatnie poruszając nasze serca. – To, co mówię, może się wydawać niczym nadzwyczajnym – mówi na koniec pan Witold. – Ale dla mnie to było objawienie Boga. On dotknął mojego serca. Wie, którą jego strunę we mnie poruszyć. Nie zstąpił do mnie z nieba na chmurze. Pojawiał się tak delikatnie w moim życiu, że nie mam żadnych wątpliwości, że On jest.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..