Kolej linowa na Kasprowy Wierch już przed II wojną światową woziła turystów na letnie górskie wędrówki, a zimą na narty w prawdziwie alpejskim stylu. Powstała w 1936 roku. Bez wypadku przewiozła miliony ludzi. W 2007 roku przeszła modernizację. Teraz jest nowoczesną „górska windą”. Dzięki pracownikom Polskich Kolei Linowych dowiadujemy się, jak to działa. W sezonie nawet kilka godzin trzeba odczekać w kolejce do kolejki na Kasprowy. Dziś mamy szczęście. Ruch jest niewielki. Konduktor zaprasza do wnętrza. Wsiadamy do przestronnego wagonika. Sygnał odjazdu i 5-tonowy pojazd delikatnie rusza w górę. Kolejka rozpędza się, a po przejechaniu każdej podpory lekko opada w dół, by po chwili znów podnieść się w górę. Na stacji na Myślenickich Turniach, nie przechodzimy – jak wszyscy – do następnego wagonika, ale po schodkach schodzimy do serca kolei, do maszynowni i sterowni.
PO CO TE LINY?
Pan Marian Karpiel objaśnia nam tajniki obsługi kolei. W nowoczesnej kolejce nad wszystkim czuwa komputer. Na monitorze można odczytać informację o położeniu wagoników, ich prędkości, a także o sile wiatru. Ta ostatnia wiadomość jest bardzo ważna, bo gdy prędkość wiatru przekroczy 20 m/s, jazda jest niemożliwa. Za naszymi plecami, w osobnym pomieszczeniu, szumi potężny elektryczny silnik i obracają się wielkie żółte koła. – Każdy wagonik porusza się po dwóch stalowych linach grubości 44 mm – wyjaśnia Marian Karpiel. – Liny tak zwane nośne są nieruchome. Porusza się natomiast cieńsza lina napędowa ciągnąca wagon. Dodatkowo jest jeszcze lina kontrolna. Stalowe liny robią duże wrażenie. Każda grubości pięści. Jeden jej metr waży ok. 12 kg. Zerwanie liny jest praktycznie niemożliwe, bo ich wytrzymałość to prawie 230 t.
KONDUKTOR-RATOWNIK
Gdyby zabrakło prądu, w maszynowni jest dodatkowy silnik awaryjny. Dzięki niemu można bezpiecznie zwieźć pasażerów do stacji. Gdy i on zawiedzie, pozostaje ewakuacja. Konduktor w wagonie jest pierwszym ratownikiem. Z Kuźnic do Myślenickich Turni ewakuowani w specjalnej uprzęży zjeżdżają po linie na ziemię. Od Myślenickich Turni do Kasprowego Wierchu sytuacja jest bardziej skomplikowana z powodu dużej wysokości. Nawet do 140 m. Tam ludzi zabiera się do specjalnych wagonów awaryjnych zaparkowanych na górnej stacji. Ostatecznie można użyć śmigłowca. Na razie nie było konieczności przeprowadzenia takich akcji poza ćwiczeniami. W historii kolejki na Kasprowy Wierch ewakuację z wagonika przeprowadzono tylko raz. Jeszcze przed modernizacją, z wagonu po podporze musiała schodzić delegacja radziecka.
Mały Gość
DODANE 22.02.2016
oceń artykuł
...Dziękuję za wszystko w imieniu też innych" w: Obuchem w głowę czyli nasze spotkanie z Matką Teresą