Watykan znają jak własną kieszeń, za Ojca Świętego gotowi oddać życie. Gwardziści czuwają przy papieżu ponad 500 lat.
Valerio Capri wysiadł z pociągu na Termini, największej stacji kolejowej w Rzymie. Był poranek 1 lipca 2006 roku. Italia przywitała go – inaczej niż jego rodaków przed równo pięciuset laty – piękną słoneczną pogodą. Mimo całonocnej podróży Valerio nie czuł zmęczenia. Przejęcie mieszało się z obawami. Jednak w sercu 20-letniego Szwajcara więcej było radości. Zaczynało się spełniać jego wielkie marzenie.
PIERWSZA BITWA
Pochodzi z Rabius, malutkiej górskiej miejscowości we wschodniej Szwajcarii. Gdy Valerio był małym chłopcem, lubił oglądać transmisje Mszy św. z Watykanu. Dziś z uśmiechem przyznaje, że nie chodziło o to, by zobaczyć czy posłuchać papieża. Już wtedy z podziwem i zazdrością patrzył na stojących przy nim żołnierzy. Nie każdy może wstąpić do Gwardii Szwajcarskiej. Musi to być mężczyzna nieżonaty, katolik, obywatel Szwajcarii, który skończył szkołę średnią i odbył służbę wojskową. Ma nie mniej niż 18 i nie więcej niż 30 lat, i przynajmniej 174 cm wzrostu. Gdy liczący 178 cm wzrostu Valerio wstępował w Watykanie do Gwardii Szwajcarskiej nie znał włoskiego, mimo iż jego tata jest z pochodzenia Włochem. W rodzinnym domu rozmawiali w języku romansz, jednym z czterech używanych w jego ojczyźnie. Ale w szkole nauczył się niemieckiego i francuskiego. I dzięki temu łatwo dogadywał się z kolegami gwardzistami. Jednak poza koszarami, w państwie watykańskim, wszyscy używali języka włoskiego. Dlatego pierwszą „bitwę”, która musiał stoczyć młody Szwajcar, było opanowanie włoskiego.
ZMILITARYZOWANY KRAJ
Zapytany jednak o najważniejsze wydarzenie podczas wojskowej służby w Watykanie Valerio bez najmniejszego zawahania odpowiedział: 6 maja 2007 roku. Wtedy złożył uroczystą przysięgę. Wyjątkowo, z powodu deszczu, w Auli Pawła VI (zazwyczaj uroczystość odbywa się na Dziedzińcu św. Damazego). W lewej dłoni trzymał sztandar Gwardii. Prawą, z trzema wyprostowanymi palcami, miał podniesioną do góry. Ten prosty gest, symbol Trójcy Świętej, przypominał mu, że przysięgę składa przed Bogiem. Co roku – w rocznicę jedynej stoczonej przez Gwardię Szwajcarską bitwy – około 30 rekrutów przysięga „służyć wiernie, lojalnie i uczciwie papieżowi, a także poświęcić się ze wszystkich sił, oddając w razie potrzeby także swoje życie w jego obronie”. Przysięgę składają na co najmniej dwa lata. Mogą ją przedłużyć albo zakończyć służbę i wrócić do domu. Gwardia Szwajcarska w Watykanie liczy ok. 110 mężczyzn. To najmniejsza armia na świecie. Patrząc jednak na liczbę osób mieszkających na terytorium Watykanu – ok. 800 osób – gwardziści stanowią ponad 10 proc. mieszkańców państwa. Dlatego Jan Paweł II żartobliwie nazwał kiedyś Watykan „najbardziej zmilitaryzowanym krajem świata”.
ĆWICZENIA Z SAMOOBRONY
Uniformów gwardzistów papieża nie można pomylić z żadnymi innymi. Mundury w niebieskie, czerwone i pomarańczowe paski zaprojektowano w 1914 roku, ale nawiązuję do tych, w jakich na początku XVI wieku przybyli do Rzymu pierwsi szwajcarscy żołnierze. Gwardziści mają też bardziej wygodne „stroje robocze”. To granatowe spodnie i kurtka oraz czarny beret. Watykański żołnierz jest uzbrojony w halabardę, czyli broń szwajcarskiej piechoty z okresu renesansu. Oprócz tego ma miecz, pancerz i charakterystyczny hełm zwany morionem. Mało kto wie, że obrońcy papieża mają też broń palną. Noszą ją przede wszystkim podczas pełnienia służby nocnej. By utrzymać dobrą formę, każdy gwardzista bierze udział w regularnych ćwiczeniach z samoobrony. – Podczas służby jesteśmy często bardzo blisko papieża, ale oczywiście wtedy nie możemy z nim rozmawiać – wyznaje Valerio. Taką okazją do bliższego spotkania są urodziny Ojca Świętego. Wtedy zespól muzyczny Gwardii Szwajcarskiej, w którym Valerio gra na trąbce, wykonuje dla niego koncert. Potem jest okazja, by złożyć prywatne życzenia solenizantowi. – To krótkie, ale serdeczne spotkania – mówi Valerio. – Zawsze ujmuje mnie „zwyczajność”, prostota i pokora papieża.