nasze media Mały Gość 04/2024

Krzysztof Błażyca

|

MGN 07-08/2008

dodane 29.05.2008 09:55

Adoptowani z miasta nadziei

Esnarth podskoczyła z radości. Grace ucieszyła się, że... skosztuje śniegu. Hilda, Freddy, Josef i druga Esnarth przeżyły lot samolotem. – Jak wygląda Polska i Polacy? – zastanawiali się.

Sześcioro dzieci z Zambii przez miesiąc, od 22 maja do 23 czerwca, przebywa w Polsce. Zobaczą Warszawę, Częstochowę i Kraków. Chcą podziękować wszystkim, którzy zaadoptowali ich na odległość, i dzięki którym mogą chodzić do szkoły.

Dziennikarka i profesor
Egzotyczną podróż zambijskim uczniom zorganizowały salezjanki. Siostry prowadzą szkołę City of Hope, czyli Miasto Nadziei, w Lusace i Don Bosco w Luwingu. W obydwu szkołach dzięki adopcyjnym „rodzicom”, z Polski, dzieci zambijskie mogą się uczyć. – Przyjechałam podziękować tym, którzy nam pomagają. Właśnie skończyłam szkołę średnią. Jestem bardzo szczęśliwa – mówi energiczna Esnarth. W przyszłości chce być dziennikarką. Jej koleżanka, „profesor” Zimba – jak się przedstawia inna z dziewcząt – przyznaje, że bez pomocy dobrych ludzi nie mogłaby się uczyć. – Zambijczycy lubią sobie dodawać przydomki – wyjaśnia siostra Maria Domalewska widząc moje zdziwienie. – Zimba mówi o sobie profesor, bo ma naukowe zacięcie – dodaje. – Gdy widzę kwiat czy owada – potwierdza Zimba z błyskiem w oku – chciałabym wiedzieć o nim jak najwięcej.

Dzieci bez dzieciństwa
W salezjańskiej szkole w Lusace, podstawówce i gimnazjum, uczy się 840 dzieci. Bez pomocy sióstr i „adopcji na odległość” niewiele dzieci ukończyłoby szkołę. – Nasze dzieci są biedne, ale szczęśliwe – zapewnia siostra Maria. – Efyo muli nesansa lisha iminwe (Gdy jesteś szczęśliwy, klaszcz w dłonie) – śpiewają w języku nandżia. Zambijczycy chcą pokazać Polakom swój kraj. Tańczą, śpiewają i prezentują to, co potrafią sami zrobić: bransoletki, koraliki, zabawki. – W City of Hope mamy teatr, uprawiamy sport. Potrafimy nawet robić zabawki na przykład z drutu – opowiada Esnarth. Z kawałka drutu można wykonać model samochodu, roweru, czy samolotu. Taki druciany samolot Freddy potrafi zrobić w godzinę. Chce zostać lekarzem, który do chorych dolatuje samolotem. – Na początku, gdy Freddy robił te zabawki, znikał nasz druciany płot – śmieje się siostra Maria. Po chwili poważnieje. – Nie wszystkie dzieci w Zambii mają czas na zabawę – dodaje. – Niektóre pracują jak dorośli. Często dziesięciolatki muszą opiekować się młodszym rodzeństwem.

Jak w domu
Dla całej szóstki wyprawa do Polski to ogromne przeżycie. Przylecieli w imieniu wszystkich wychowanków Miasta Nadziei, by polskie dzieci mogły poznać swego „szkolnego kolegę z Afryki”. – Gdy byłam mała, siostra Maria obiecała zabrać mnie do Polski – mówi Esnarth. – Gdy stało się to możliwe, nie dowierzałam. To moja szansa. Następnym razem przyjedzie może ktoś inny. Esnarth, jej koleżanki i koledzy wyobrażali sobie Polskę, Polaków i... śnieg. Zastanawiali się, czy domy w Polsce są podobne do tych w Zambii? Chętnie opowiadają o swoim kraju. O ludziach, zwyczajach, strojach i fryzurach, których zrobienie zajmuje około trzech godzin. – Za to przez ponad tydzień nie trzeba czesać włosów – śmieją się. Kochają Zambię. – To piękny, spokojny i serdeczny kraj. Ludzie są przyjaźni. Mamy 73 plemiona i nikt nie czuje się zagubiony. Jeśli przyjedziesz do nas, zawsze ktoś zwróci na ciebie uwagę, zagada – zapewniają. – Będziesz czuł się jak w domu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..