Po nocy, którą spędziliśmy w chacie ulepionej z błota i pokrytej słomą, wschodzi słońce. Wioskę budzi dźwięk wuwuzeli. Tu jakby czas się zatrzymał.
W Karamodży, na północnym wschodzie Ugandy, mieszka podzielone na klany plemię dumnych wojowników pasterzy Karimodżong. Odwiedzam klan żółwia. Pasterze zapraszają do rozśpiewanego kręgu. Raz, dwa trzy i... skacz tak wysoko, jak potrafisz w rytm wyśpiewywanych pieśni.
Razem z krowami
Karamodża to rejon rzadko odwiedzany przez turystów. Dla złaknionych przygody to jedno z najlepszych miejsc, gdzie można poczuć „świat sprzed wieków”. Karimodżong, spokrewnieni z kenijskimi Masajami, żyją tu od ponad 400 lat. Przybyli od strony Etiopii. Tereny pasterzy graniczą z bezkresną doliną Kidepo. Tam znajduje się park narodowy z największą populacją lwów w Ugandzie, stadami bawołów i majestatycznymi rodzinami słoni.
Z parku trafiamy na półpustynne tereny, gdzie w wioskach, nazywanych manyata, mieszkają pasterze Karimodżong. Manyata to właściwie sporych rozmiarów zagroda zbudowana z gałęzi, gdzie ludzie mieszkają razem ze swoim bydłem. Krowy i kozy śpią dosłownie w sąsiedztwie pasterzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.