nasze media MGN 05/2024

Gabriela Szulik

dodane 04.01.2023 09:27

Pielęgniarka

Miała 10 lat, gdy chora na czerwonkę leżała w warszawskim szpitalu przy ul. Żytniej. Wtedy zdecydowała: „Będę pielęgniarką”.

Kiedy Hanna Chrzanowska umarła, na jej pogrzebie kardynał Wojtyła, przyszły papież Jan Paweł II, powiedział nawiązując do Ewangelii: „Byłem chory w różnych szpitalach Krakowa; byłem chory w różnych domach, na poddaszach, w suterenach, byłem chory i często całymi tygodniami zapomniany od ludzi – a ty mnie znalazłaś, zaopiekowałaś się mną…”. Otwarte serce Hani Gdy przyszedł czas wybierania studiów, pod wpływem swojego ojca – historyka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego – Hania myślała o polonistyce. Tymczasem pewnego dnia z przyjaciółką trafiła do kliniki przy ul. Kopernika w Krakowie, gdzie leczono rannych żołnierzy. Osiemnastolatka postanowiła zrezygnować ze studiów. Po kursie dla pielęgniarek zaczęła naukę w warszawskiej Szkole Pielęgniarstwa. Ta droga okazała się jej życiowym powołaniem. Hanna odwiedzała najbiedniejszych, zaniedbanych, samotnych, których z powodu chorób zakaźnych nikt nie chciał odwiedzać. Opiekowała się chorymi w domu, w czasie wojny znajdowała rodziny zastępcze dla osieroconych dzieci. Ryzykowała życie, organizując lekarstwa i środki opatrunkowe dla rannych. Ci, którzy ją znali, wspominają, że dla wszystkich miała otwarte serce, zawsze była pogodna, pełna humoru i dystansu do siebie. Lubiła wędrować po górach i czytać książki – uwielbiała kryminały. Zawsze dobrze zorganizowana, nie marnowała czasu, a przy tym była prawdziwą damą o wielkiej kulturze. Prawdziwe życie Hani Wychowana w zamożnej rodzinie, dobrze wykształcona, znająca języki obce, z każdym potrafiła porozmawiać, nie gardziła nikim. Chorych traktowała z jednakową troską. Zapamiętała na zawsze, czego uczono w szkole: że odleżyny chorego są wstydem dla pielęgniarki i że należy pracować tak, aby chory nie czuł pośpiechu. Hanna Chrzanowska poświęcała cierpiącym wszystko: siły, czas i oszczędności. Zanosiła im paczki na święta i imieniny. Biegała do nich o każdej porze. I zarażała tym swoim dobrym, otwartym sercem. Do swojego dzieła przyciągała dziewczęta chętne, by pomagać potrzebującym. Mówiła, że nawracać trzeba przykładem, swoim życiem. O swojej pracy pisała: „Prostota, zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu, nie traktować chorego jako »drabiny do nieba«”. To było jej życie. „Traciła” je dla innych. Cztery lata temu, 28 kwietnia 2018 roku, w Krakowie ogłoszono ją błogosławioną.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..