Gwałtowne śnieżyce, zamiecie, ostry mróz. Zasypane śniegiem auta, a nawet całe wsie. Autobusy sunące w śnieżnych tunelach. Odwołane lekcje w szkołach.
Zimami stulecia określa się te, w których temperatura albo ilość opadów śniegu są wyjątkowe. Może to być i zima bezśnieżna, ale za to ekstremalnie mroźna, i zima o przeciętnej temperaturze, ale za to z ekstremalnymi opadami śniegu. W Polsce szczególnie zapamiętano pięć wyjątkowych zim i nazwano je zimami stulecia. W 1979 roku zima była i mroźna, i wietrzna, i przede wszystkim śnieżna. Zaczęło się w sylwestra. Śnieżne tunele Na ulicach było już ciemno. Z okien domów płynęła muzyka. Niektórzy śpieszyli na sylwestrowe bale. Z nieba sypał biały puch. Nic nadzwyczajnego w taki dzień. Tylko jakby dużo zimniej się zrobiło. Następnego dnia śnieg wciąż padał, a silny wiatr sprawiał, że mróz był jeszcze bardziej dokuczliwy. – Gwałtowne śnieżyce, zamiecie i ostry mróz. Zima przypuściła atak na północy, od Suwałk, Gdańska oraz Szczecina, i przesuwa się w głąb kraju – podawali reporterzy. Niemal błyskawicznie tworzyły się ogromne zaspy śnieżne. Komunikacja była sparaliżowana, zaparkowane auta zasypało. Niektóre pod białym puchem pozostały nawet przez dwa miesiące. Na oblodzonych ulicach przegrywały autobusy. Nawet wsie położone w dolinach zasypało po same dachy. Ludzie kopali tunele, by wyjść z domu. Po kilku dniach minister zdecydował o zamknięciu szkół. Narciarze w miastach Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Odśnieżarki, gąsienicowe spychacze, a nawet sprzęt wojskowy do zrywania lodu nie nadążały w walce z żywiołem. Do elektrociepłowni nie docierał węgiel – kaloryfery były zimne. Kierowcy nie dojeżdżali z towarem do sklepów – brakowało chleba. Ludzie wzięli sprawy w swoje ręce. Wszyscy złapali za łopaty i zaczęli odśnieżanie. Pasażerowie autobusów przepychali pojazdy przez zaspę. Studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego odśnieżali drogi, by dotarł transport z węglem. Brakowało prądu. Pękały rury z wodą. Na niektórych ulicach pojawili się… narciarze. Okazało się, że narty to najlepszy sposób na poruszanie się po miastach. Przegrana władza Po pierwszym szoku sytuacja powoli wracała do normalności, choć na ulicach wciąż leżał śnieg. 15 lutego o godz. 12.37 warszawskich przechodniów ogłuszył potężny wybuch. – Przeszklony budynek Rotundy, gdzie mieścił się bank PKO, uniósł się, nadął jak bańka mydlana i… pękł – wspominają świadkowie. Pod gruzami zginęło 49 osób. Ponad 130 zostało rannych. W czasie mrozów w pobliżu Rotundy rozszczelnił się zawór doprowadzający gaz. Gruba pokrywa śniegu nie pozwoliła mu wydostać się na powierzchnię, więc kanałami technicznymi gaz dotarł do budynku Rotundy. Niskie temperatury spowodowały, że substancja zapachowa, którą czujemy, gdy ulatnia się gaz, skropliła się. Nikt z pracowników banku nie czuł zbliżającego się niebezpieczeństwa. Wystarczyła tylko iskra podczas zapalania światła, by budynek wysadzić w powietrze. Była to jedna z największych katastrof PRL-u. Można powiedzieć, że mróz był współwinny. Dopiero w lutym zima zelżała. Czy była zimą stulecia? Gwałtowna, mroźna i śnieżna. Na to miano zasługuje z jeszcze innego powodu. Ludzie zobaczyli, że wszechwładni komuniści są bezsilni w walce ze śniegiem. Pięć zim XX wieku W Polsce o miano zimy „naj” ubiega się kilka mroźnych zim: 1928/1929 – najzimniejsza. W lutym temperatura spadła do –45 stopni. Pękały wodociągi, szyny, zamarzł port w Gdańsku, a w zatoce lód uwięził dwa statki. 1939/1940 – mroźna i długa, od połowy grudnia do marca. Pierwsza zima II wojny światowej. 1962/1963 – mróz i śnieg sparaliżowały kraj. Zamknięto szkoły, kina, muzea, fabryki. Nie wystarczało opału, produkty nie mogły dojechać do sklepów, codziennie brakowało prądu. 1978/1979 – śnieżna i wietrzna. W kilka godzin zasypało cały kraj. Temperatury z dodatnich gwałtownie spadły do ujemnych. 1986/1987 – mroźna. W styczniu były rekordowo niskie temperatury, a warstwa śniegu sięgała metra.