Spokojna w Bożch rękach
Kiedy powoli zaczęto ogłaszać listy przyjętych na poszczególne uczelnie, dowiedziałam się, że moja koleżanka, którą traktuję jak najbliższą przyjaciółkę (choć nigdy nie nazywamy się 'przyjaciółkami' - czasem lepiej niektórych słów nie nadużyć. Poza tym, czy nie liczą się bardziej wzajemne czyny, więź, niż to, jak je nazwiemy?) będzie studiowała jednak w innym mieście, nie tam gdzie ja. Teraz widzę, że jej nauka w stolicy była bardziej moim marzeniem niż jej, że to ja naciskałam i chciałam, by tam poszła. Dlatego nagle wizja studiowania w stolicy stała się dla mnie przerażającą, a mające się wkrótce ziścić marzenie - raczej sennym koszmarem.