W głównym miejscu cysterskich klasztorów wisiał zawsze i tylko krzyż.
Ksiądz Bosko stoi w kapeluszu i zerka na chłopców grających w ping-ponga. Cieszy się z każdego zarobionego pieguska.
W gęstej mgle, niemal po omacku, polną drogą przesuwały się dwie postacie: ksiądz i starsza kobieta. Z oddali dobiegały głosy dzieci. - Pokażcie, którędy iść do Ars - poprosił ksiądz. - O tam, tędy... - drogę wskazał Antoni. - Chłopcze, ty mi pokazałeś drogę do Ars, a ja ci pokażę drogę do nieba.
Skromna i niezwykle ciepła. Aż trudno wyobrazić sobie, że widziała Matkę Bożą i Pana Jezusa. Władzia Fronczak miała wówczas 12 lat.
Śmierć rodziców, brata, zamachy na życie, protesty przed jego pielgrzymkami, stan wojenny w ojczyźnie, operacje, choroby, drżenie rąk, słabnący głos, pożegnanie ze światem – to krzyże możliwe do uniesienia tylko z Jezusem.