Mają wielkie serca. To widać nie tylko na ich czarnych koszulkach.
W Domu Pomocy Społecznej w Dobrzeniu Wielkim prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Pielęgniarek mieszkają ludzie starsi i bardzo chorzy. Ale można tu też spotkać uczniów i studentów. Odwiedzają mieszkańców, rozmawiają z nimi, śmieją się albo razem… śpiewają. – Najważniejsze jest spotkanie z człowiekiem – przekonują wolontariusze z Iskierki Nadziei.
CZUJĘ SIĘ MŁODSZA
Długim korytarzem domu wraca właśnie z jadalni pani Julia. Od razu otacza ją wianuszek kilku młodych osób. Jak przy babci. – Nic się pani nie zmieniła – uśmiecha się student Marcin Reginek, gdy potem w pokoju starsza pani pokazuje swoje czarnobiałe zdjęcie z matury. Zza ściany dolatuje dźwięk gitary. To Monika Roczek podgrywa piosenkę „Szła dzieweczka do laseczka”. Pani Teresa od razu poderwała się z łóżka i śpiewa Przyjechała tu aż z Ukrainy. – Pięknie pani śpiewa – mówi Monika. – Ech, to już nie to, co kiedyś. Ale przy was czuję się młodsza! Choć od ostatniego spotkania z młodzieżą minął tylko tydzień, pani Jadwiga nie mogła doczekać się wolontariuszy. – Tak długo was u mnie nie było – wzdycha na powitanie. – Myślałam, że ci ludzie będą zamknięci, że będziemy musieli ich rozbawiać – mówi Monika. – Nic z tego. Okazało się, że to oni nas podnoszą na duchu. Mają świetne poczucie humoru. Zdarza się, że razem pękamy ze śmiechu – opowiada tegoroczna maturzystka.
BOJĘ SIĘ ZŁAPAĆ ZA KLAMKĘ
5 października 2008 r. w Dobrzeniu Wielkim zaiskrzyło. – Tamtego dnia w Zespole Szkół odbył się koncert dla Domowego Hospicjum dla Dzieci w Opolu. – Uzbieraliśmy ponad 6 tysięcy – wspomina Sabina Ledwig, założycielka Iskierki Nadziei. Później ruszyły kolejne akcje i spotkania z chorymi dziećmi. – Ostatnio pojawił się wśród nas dwuletni Kacperek z nowotworem – opowiada. – Chcieliśmy mu pomóc. Zorganizowaliśmy zabawę karnawałową dla mieszkańców. Z biletami-cegiełkami dla Kacperka – uśmiecha się studentka pedagogiki. Kacperek wyzdrowiał. – Nie zawsze wszystko kończy się dobrze – smutnieją wolontariusze. – Niektóre dzieci umierają – wyjaśniają. – Ciężko nam też, gdy umierają starsze osoby w Domu Pomocy Społecznej – dodaje Monika. – Czasem boję się złapać za klamkę drzwi do pokoju kogoś, kto jest bardzo ciężko chory. Boję się, że zobaczę puste łóżko. Młodzi potrafią rozmawiać o cierpieniu i śmierci. Kiedyś nawet poprosili proboszcza, żeby opowiedział im coś o tym, co chyba najtrudniejsze w życiu. Spotykają się w poniedziałki w salce przy plebani. Ustalają plan działania. Ale przede wszystkim po prostu chcą ze sobą pobyć.