Jeden był handlarzem niewolników, drugi mężem stanu. Razem zmienili świat
Jest rok 1787. John Henry Newton, niegdyś drań handlujący ludźmi, jest anglikańskim księdzem. – Mieszka ze mną dwadzieścia tysięcy duchów niewolników. Ich krew mam na rękach – pokazuje dłonie Williamowi Wilberforce’owi. Wilberforce jest młodym zdolnym mężem stanu. Walczy o zniesienie niewolnictwa. Po swym nawróceniu w wieku 26 lat też chciał zostać duchownym. – Lepiej służ Bogu tam gdzie jesteś, w parlamencie – przekonuje go Newton.
HANDLARZ
Od XV wieku Europa czerpała zyski z pracy niewolników. Dotychczas wolni ludzie Afrykanie trafi li na zamorskie plantacje, by zabawiać możnych panów w Europie. Traktowano ich jak rzeczy lub zwierzęta. Londyn, Bristol, Liverpool... – Newton dobrze znał te miejsca. Nieraz zawij ał do portu z „żywym towarem”. Podróż z Afryki trwała około trzech tygodni. Dwie trzecie niewolników traciło życie w drodze. Umierali przykuci do ciasnych pryczy lub zamknięci w skrzyniach metr na metr. Newton pamiętał ich wykrzywione z bólu twarze i pieniądze, jakie za nich otrzymywał. Tylko imion nie pamiętał. – Przecież tak dźwięcznie brzmiały... – głos mu się załamuje, gdy opowiada o tym Williamowi. Miał już wtedy około sześćdziesięciu lat. William nie miał jeszcze trzydziestki. – Byłem ślepy na krzywdę innych – przyznał Newton. – Cudowna łaska Boża otwarła mi oczy...
SZTORM
John Newton miał za sobą trudne i burzliwe życie. W wieku sześciu lat stracił mamę. Ojciec był kapitanem statku. Po śmierci mamy John dorastał na statkach handlowych. W portowych tawernach dość szybko zapomniał o modlitwach, których uczyła go mama. Często wdawał się w bójki. Po jednej z nich wcielono go karnie do królewskiej marynarki. Nie miał zamiaru służyć królowi, więc zdezerterował. Złapali go, dostał baty i... znowu uciekł. W końcu trafi ł między handlarzy niewolników. Miał dwadzieścia trzy lata, gdy dowodził już własnym okrętem i załogą. W 1748 roku wracał z Afryki do Anglii z kolejnym transportem niewolników, gdy potężny sztorm omal nie wywrócił statku. Na oczach Newtona woda zmyła z pokładu jego załogę. John przypomniał sobie o Bogu. Upadł na kolana i po raz pierwszy od wielu lat zaczął się modlić. Ocean się uspokoił. Tej nocy żeglarz przekonał się, że Bóg istnieje i odpowiada na modlitwy.
...Dziękuję za wszystko w imieniu też innych" w: Obuchem w głowę czyli nasze spotkanie z Matką Teresą