Hau, Przyjaciele!
Siedziałam wczoraj pod biurkiem Kuby i mimo woli słuchałam z nim rekolekcji internetowych. Ksiądz radził, by nie próbować wszystkiego kontrolować, nad wszystkim panować, bo pewne sprawy dzieją się same z siebie. Rolnik bowiem sieje ziarna, ale one same z siebie, Bożym prawem, kiełkują i rosną. Hm, fakt, lubię mieć wszystko w mieszkaniu, w domu, ogrodzie, nawet dzielnicy pod kontrolą. Czasami wydaje mi się, że nie mogę sobie pozwolić nawet na drzemkę, bo może obcy kot zakradnie się do ogrodu, może ktoś stoi pod drzwiami, a domofon nagle się zepsuje? Jestem przecież psem- ochroniarzem, taka moja rola. Kuba zatrzymał naukę rekolekcjonisty i puścił ją jeszcze raz. A potem nagle podszedł do swojego telefonu i wyłączył jednym zdecydowanym ruchem. Następnie skupił się na zeszytach i podręcznikach. Pauliny nie było w domu, więc ucięłam sobie zasłużoną drzemkę. Obudził mnie głos wchodzącej do mieszkania Pani: „Kuba, dlaczego wyłączyłeś komórkę? Chciałam, byś obrał i nastawił ziemniaki.” Półprzytomni- ja od snu, Kuba od nauki weszliśmy do kuchni. „Zauważyłem, że nieustannie kontroluję telefon, czy ktoś coś napisał, czy jest jakaś nowość. Przecież świat się nie zawali, gdy się odetnę na kilka godzin. Pojęcia nie masz, jak dużo w tym czasie zrobiłem. A tobie, mamo, chyba nie do końca zależało na ziemniakach, może chciałaś po prostu sprawdzić, czy jestem w domu.” Pani coś mruczała pod nosem, przełknęła uwagę i po chwili powiedziała: „Skoro tak się uczyłeś, to wyjdź z psem i kup ziemniaki, bo ich w domu nie ma”. Fantastyczny pomysł. Jeśli skutkiem wyłączania telefonów będą dłuższe spacery ze mną, to jestem za. Przecież muszę skontrolować okolicę. Cześć. Astra