Był wieczór 23 czerwca 1565 roku. Słońce skryło się za linią horyzontu. Od strony morza powiał wreszcie chłodniejszy wiatr, studząc rozpalone czoła najdzielniejszych rycerzy chrześcijaństwa.
Wyjątkowe zaćmienie Księżyca obserwować można było na niebie. Księżyc wszedł w cień Ziemi, to znaczy, Słońce, Ziemia i Księżyc ustawiły się w jednej linii.
Biało-czarne ogony sterczą w trawie. Po chwili wyłaniają się ich właściciele. Siadają, rozkładają łapki i ogrzewają w jesiennym słońcu swoje białe brzuszki.
Pobudka przed wschodem słońca. I potem 200 km kręcenia. Gdzie? W nieznane. Jak? Pod górkę i w deszczu. Po co? W intencji pokoju na świecie.
Wstają z łóżka, zanim wstanie słońce. Przed lekcjami w szkole idą do kościoła. Poznają dom Matki Bożej i słuchają najlepszej Nauczycielki w drodze do Jezusa.
Południowe słońce grzało bezlitośnie, pył dusił gardło. Wokół płonęły wiązki słomy. Nie było już wody, kończyła się amunicja, kończyły się siły. Zaczynała się legenda.
Wiosna to okres sprzyjający powstawaniu zórz polarnych na terytorium Polski. Słońce wchodzi w maksimum aktywności, więc w kolejnych miesiącach będziemy widzieć je często, jeśli dopisze pogoda.
Już prawie trzy miesiące rowerowa sztafeta „Afryka Nowaka” zmagaa się z piaskami Sahary. Silne wiatry utrudniają jazdę, słońce pali skórę, a w nocy doskwiera przenikliwy chłód.
W Polsce skończyła się złota, a może słotna jesień, a w Indonezji coraz goręcej. Gdy słońce przekroczy równik, wiatr wieje coraz częściej od zachodu, przynosząc wilgotne, morskie powietrze.