Król Sedecjasz siedział ciężko przygnębiony. - Masz jakieś słowo od Boga? - pochylił się ku Jeremiaszowi. - Mam - odpowiedział prorok. - Będziesz wydany w ręce króla babilońskiego.
Gorące słońce prażyło niemiłosiernie, jak to latem na Bliskim Wschodzie. Ale w 586 roku przed Chrystusem dla Jerozolimy nie tylko słońce było niemiłosierne. Miasto, od roku oblegane i atakowane, konało. Któregoś lipcowego dnia nie wytrzymał bombardowany głazami mur. Przez wyłom wlały się wojska Chaldejczyków z Babilonu. Zaczęło się plądrowanie domów i zabijanie bezbronnych mieszkańców. Po miesiącu zwycięski władca Babilonu Nabuchodonozor wydał rozkaz dla Żydów najstraszniejszy: „zburzyć świątynię”.
Fałszywe bezpieczeństwo
Wszystko mogło się zdarzyć, tylko nie to. Tak myśleli Żydzi, którzy kilka lat wcześniej odważyli się spiskować z egipskim faraonem przeciw potędze Babilonu. Z łatwością przekonali do swoich planów króla żydowskiego Sedecjasza. Bo Sedecjasz był beznadziejnym niedołęgą. Jaki tam z niego był król. Nawet imię miał narzucone przez Nabuchodonozora, gdy ten uczynił go królem Judei. Ale wielu Żydów nie chciało podporządkować się nowej potędze, więc zbuntowali się i porozumieli z egipskim faraonem. Król Sedecjasz robił to, co chcieli i teraz oglądał tragiczne skutki. Nabuchodonozor zebrał potężne wojsko i obległ miasto. Nie pomogła szalona odwaga obrońców, nie pomogły silne mury. Nawet odsiecz wojsk faraona tylko na chwilę odciągnęła oblegających od stolicy. Gdy miasto ponownie opasało mrowie nieprzyjaciół, wewnątrz zapanowała rozpacz. Wybuchły epidemie. W domach leżeli zmarli, a wygłodzeni ludzie snuli się po ulicach z rozpaczą na twarzach.
Za szczęściarzy uważano tych, którzy polegli w walce. Wreszcie doszło do potworności kanibalizmu – oszalałe z głodu matki gotowały i zjadały własne dzieci. Ale choć nie było już nadziei, miasto broniło się jeszcze. Wbrew rozsądkowi ci, którzy wywołali tę wojnę, wciąż liczyli, że stanie się cud. – Przecież Jerozolima to siedziba samego Boga, przecież Bóg nie pozwoli zdobyć poganom swojej świątyni – myśleli. Pamiętali, że Bóg z tego najświętszego miejsca wielokrotnie okazywał swoją potęgę. Nie pamiętali jednak, że Bóg najsurowiej zakazał bałwochwalstwa. Zapomnieli o przykazaniach, a zwłaszcza o pierwszym, i od lat już nawet w świątyni jedynego Boga czcili bóstwa pogan. Pobudowali dla nich ołtarze i składali im ofi ary. A fałszywi prorocy zapewniali ich, że Izrael jest bezpieczny w cieniu świątyni.
Mów coś innego
Naród nie chciał słuchać Jeremiasza – prawdziwego proroka, którego przysłał Bóg. Ludzie czuli, a nawet wiedzieli, że jego słowa są słowami Jahwe, ale to nie były te słowa, jakich oczekiwali. Prorok jednak bezustannie wzywał Izrael do nawrócenia i opamiętania. – Nie ufajcie słowom kłamliwym, głoszącym: „Świątynia Pańska, świątynia Pańska, świątynia Pańska!” – krzyczał. – Kradniecie, zabij acie, cudzołożycie, przysięgacie fałszywie, palicie kadzidło Baalowi, chodzicie za obcymi bogami! A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: „Oto jesteśmy bezpieczni”, by móc nadal popełniać te wszystkie występki! – wołał Jeremiasz i zapowiadał straszną klęskę i upadek państwa.