nasze media Mały Gość 04/2024

kb

dodane 19.06.2006 14:00

BARWNE ŻYCIE DAVIDA LIVINGSTONE'A

Nastał dzień polowania. Gdy misjonarz stanął oko w oko lwem którego ranił, ten skoczył na niego i przyparł go do ziemi. Myśliwy przeżył, ale jego kości zostały połamane. Do końca swego życia, nosił potem pamiątkę tego spotkania pierwotną siłą afrykańskiej ziemi


Niezwykle barwna jest postać i życie Davida Livingstona. Przyszedł na świat w marcu, Roku Pańskiego 1813 w szkockiej miejscowości Blantyre. Rodzice nie byli ludźmi majętnymi. Żyli w małym, jednopokojowym mieszkaniu, razem z pięciorgiem dzieci, które już w bardzo wczesnym wieku musiały podejmować pracę. David również pracował. W fabryce bawełny. Miał wtedy zaledwie dziesięć lat. W szkole szło mu bardzo dobrze. W późniejszych latach otrzymał nawet stypendium by mógł rozpocząć studia medyczne. Chciał zostać misjonarzem-lekarzem, uzdrowicielem duszy i ciała. „To będzie moja misja” pomyślał. No i poszedł za ciosem powołania.

Początki

Misyjna przygoda rozpoczęła się, jak to zazwyczaj bywa…od nauki. Dawid szkolił się Londyńskim Towarzystwie Misyjnym w Essex. Nie wszyscy tam darzyli go sympatią. Uchodził za dziwnego człowieka, za mruka i samotnika. „Ten to na pewno nie pozyska nikogo dla wiary” szeptano za jego plecami. Po okresie próbnym nieżyczliwi chcieli go wydalić ze szkoły. Na szczęście interwencja jednego z profesorów, przeszkodziła ich poczynaniom. Dawid kontynuował zatem naukę w Towarzystwie oraz studia medyczne. Ukończył je mając lat dwadzieścia siedem i został pełnoprawnym członkiem Londyńskiego Towarzystwa Misyjnego. 20 listopada 1840 roku został ordynowany na misjonarza, w Kaplicy Albionu w Londynie. Przyszła pora wyjazdu. Krajem, w którym chciał początkowo pracować były Chiny. Niestety, burzliwa sytuacja, jaka tam zapanowała, tzw. wojna opiumowa, uniemożliwiła mu realizację planów. Zaproponowano mu Indie. Odmówił. Tym samym trafiła mu się Afryka, jako wynik spotkania z dr. Robertem Moffatem, misjonarzem w Afryce Południowej, a przyszłym teściem Davida.

Statek Dobrej Nadziei

8 grudnia David Livingstone zaokrętował się na statku, który obrał kurs na Przylądek Dobrej Nadziei, choć przez…Rio de Janeiro. To był jedyny raz, kiedy młody misjonarz, zetknął się z kontynentem amerykańskim. Podróż ku brzegom Afryki trwała długo. Livingstone więc nie tracił czasu. Życzliwy mu kapitan Donaldson uczył go jak posługiwać się przyrządami nawigacyjnymi, oraz jak odczytywać kierunek z obserwacji nieba. Przygoda z Afryką rozpoczęła się, gdy okręt zawinął do portu w Kapsztadzie. Po spędzeniu tam miesiąca Livingstone popłynął dalej. W maju 1841 statek zawitał w porcie Elizabeth. Stamtąd misjonarz wyruszył już lądem ku stacji misyjnej Kuruman, leżącej na terenach ludu Beczuana, na północ od pustyni Kalahari. Dotarł tam w lipcu. W czasie wyprawy utrzymywał listowny kontakt z Towarzystwem. Biła z nich żarliwość i entuzjazm, duch misjonarza i badacza. Ledwo co przybył do Kurman, a już udał się dalej. Wedle sugestii doktora Moffata, chciał stworzyć nową stację misyjną. Ale znalezienie nowego miejsca pod stację, wcale nie okazało się łatwe.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..