W tej szkole nie ma korytarzy, ale są krzywe lustra. W szafie można znaleźć śniadanie dla całej klasy. A na lekcję wzywa gong.
Zbliżał się marzec 1995 roku, gdy rodzice uczniów postanowili wyruszyć do Mierlo, maleńkiego miasta w Holandii. – Przywieziemy wam szkołę – obiecali dzieciom. Budynek podarowała holenderska Caritas. Należało tylko rozebrać go na części, przewieźć do Poznania i postawić na nowo. Rodzice zabrali się ostro do pracy. Niedługo potem szkoła przyjechała... w 18 tirach.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.