Zza kępy wysokich traw wyszedł potężny stary byk. Był tak blisko, że czuć było jego charakterystyczny zapach. Serce łomotało. Nacisnąłem spust migawki aparatu.
Z wcześniejszych moich ob- serwacji wynikało, że prawdopodobieństwo napotkania w tym miejscu zwierząt było bardzo duże. Był to ulubiony szlak jeleni, które wczesnym rankiem i późnym wieczorem co rusz przeprawiały się na przeciwległy brzeg rzeki. Wtulony w gąszcz zarośli nad brzegiem rzeki oczekiwałem pojawienia się na arenie głównych bohaterów rykowiska.
Ryk jeleni
Ileż to razy zdarzało się, że nadzieje jednak pryskały w jednej chwili, gdy nagle nad rzeką pojawiał się wędkarz albo zgraja wałęsających się psów. Zdarzało się nawet, że trudnymi do przejechania drogami w nadrzeczne zarośla zajeżdżał samochód. Te wszystkie zdarzenia powodowały, że spłoszone zwierzęta w świetle dnia nie pokazywały się na otwartej przestrzeni, a swoją aktywność rozpoczynały dopiero po zmierzchu, gdy wszystkie powody ich niepokoju niknęły… Tego pamiętnego dla mnie poranka nad rzeką panował niezmącony spokój. O mojej obecności zwierzęta póki co nie wiedziały, bo na swoim stanowisku pojawiłem się jeszcze pod osłoną ciemności. Dobrze zamaskowany, w ciszy i bezruchu z nadzieją oczekiwałem na udane fotograficzne spotkania… Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, tworząc malownicze scenerie w połączeniu z mgłą unoszącą się nad powierzchnią wody. Ku mojej ogromnej radości jelenie ryczały coraz intensywniej, a odgłosy rykowiska z każdą chwilą zdawały się coraz bardziej przybliżać do miejsca moich fotoczatów.
Więcej w najnowszym numerze Małego Gościa