nasze media Najnowszy numer MGN 10/2023

Jan Głąbiński

dodane 04.01.2023 09:42

Najpierw mundur, teraz habit

Nosiła mundur amerykańskiego marines, służyła w różnych zakątkach świata. W Afryce usłyszała głos Boga i… została albertynką.

Jadzia mieszkała w Suchem na Podhalu niedaleko Poronina – tam był jej parafialny kościół. Kiedy miała 13 lat, razem z rodzicami i rodzeństwem wyjechała do Stanów Zjednoczonych. „Za chlebem” – jak to się mówiło. Nie było łatwo… W Stanach Jadzia skończyła high school (odpowiednik polskiego liceum) jako jedna z dziesięciu najlepszych, ale postanowiła, że zanim zacznie studia, zrobi sobie przerwę i… wstąpi do amerykańskiej armii. Myślała, że to jej pomysł. Nie wiedziała, że taki plan już dawno miał dla niej Pan Bóg.

W wojskowej ciężarówce

– Wiele nauczyłam się w U.S. Mari- nes – opowiada siostra Jadwiga Szczechowicz, albertynka. – W wojsku powtarzano nam, że siła jest w jedności, że jeden żołnierz nie zdziała nic, ale razem zwyciężymy, pokonamy największe przeszkody. Poza tym posłuszeństwo. Był rozkaz i trzeba było wykonać, bez dyskusji. W amerykańskiej armii góralka spod Poronina otrzymywała różne zadania, m.in. w Japonii jeździła wielką wojskową ciężarówką, nauczyła się też nurkować. – Był we mnie taki góralski duch – uśmiecha się. – Wszystkiego chciałam spróbować, niczego się nie bałam. Pracowała na misjach wojskowych w Luksemburgu, Rosji i Botswanie w Afryce. – Właśnie w Afryce pojawiła się we mnie, jak to nazywam, iskra ciszy i pierwsza myśl o wstąpieniu do zakonu – mówi siostra Jadwiga.

Od klasztoru do klasztoru

O swoim powołaniu i zamiarach rozmawiała potem z amerykańskim proboszczem. – Kiedy powiedziałam, że chcę wstąpić do zakonu, ksiądz dał mi listę kilku zgromadzeń w Chicago i… zaczęły się schody – opowiada siostra. – Najpierw zadzwoniłam do albertynek, ale one nie odebrały telefonu. Kiedy zdecydowałam, że w takim razie pójdę do misjonarek, przełożona sióstr powiedziała, że… mnie nie przyjmie, bo jeszcze jestem amerykańskim żołnierzem, wprawdzie w rezerwie, ale kontrakt się nie skończył. – I co siostra zrobiła? – pytam. – Dałam drugą szansę albertynkom – śmieje się zakonnica. – Zawsze chciałam pracować z ludźmi, pomagać im, wspierać – dodaje. – Na szczęście za drugim razem telefon odebrały.

Walka trwa

I tak od prawie dziesięciu lat siostra Jadwiga należy do zgromadzenia sióstr albertynek, założonego przez św. br. Alberta. 16 lipca br. na wieki ślubowała Jezusowi w krakowskim sanktuarium Ecce Homo. Teraz wyjechała do Stanów Zjednoczonych, by studiować pielęgniarstwo i potem tam, w Ameryce, pracować wśród chorych i najbardziej potrzebujących, by – jak powtarzał brat Albert – „być dobrą jak chleb”. – Ludzie są wszędzie tacy sami – mówi na koniec siostra. – Chcą żyć w pokoju, mieć chleb na stole, pragną bezpieczeństwa dla swoich dzieci, dla swojej rodziny. Święty brat Albert zachęcał, byśmy wciąż prowadzili walkę, byśmy dbali o swoje wnętrze, o czyste serce dla siebie i swoich bliskich – dodaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Dostęp do treści jest ograniczony Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..