Gdy tylko rodzice wyjechali, mieszkanie zamieniło się w ogromny plac zabaw.
Stefek wczołgał się pod łóżko i zasłonił jakimś zakurzonym pudłem. Nastusia weszła do pustego wiklinowego kosza na bieliznę, stojącego w kuchni, i przez szpary obserwowała Stasię, a wikary wgramolił się do szafy, ukrył się za marynarkami pana Stanisława i nasłuchiwał. Wkrótce doszło go wołanie Stasi: „Szukam!...”.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.