Zabawy u Wyszyńskich

MGN 02/2020

publikacja 13.02.2020 09:35

Gdy tylko rodzice wyjechali, mieszkanie zamieniło się w ogromny plac zabaw.

Zabawy u Wyszyńskich rys. monika Juroszek-koc

Stefek wczołgał się pod łóżko i zasłonił jakimś zakurzonym pudłem. Nastusia weszła do pustego wiklinowego kosza na bieliznę, stojącego w kuchni, i przez szpary obserwowała Stasię, a wikary wgramolił się do szafy, ukrył się za marynarkami pana Stanisława i nasłuchiwał. Wkrótce doszło go wołanie Stasi: „Szukam!...”.

W księdza

Stefek od maleńkiego chciał zostać księdzem. Dlatego w czasie Mszy Świętej nie tylko się modlił, ale i pilnie obserwował, co robi ksiądz i jakich używa sprzętów. Jego pragnieniu sprzyjała też głęboka wiara i pobożność rodziców. Gdy mama posyłała syna po ojca do kościoła, Stefek często zastawał go klęczącego i modlącego się przed obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej. Pewnego razu Stefek i jego koledzy weszli do świątyni, aby się pomodlić. Przyklęknęli przed Najświętszym Sakramentem i odmówili pacierz. Po modlitwie podeszli do konfesjonału. – Pobawmy się w księdza – zaproponował jeden z chłopców. Stefkowi zaświeciły się oczy ze szczęścia. Szybko, aby go nikt nie uprzedził, otworzył drewniane drzwiczki konfesjonału i wszedł do środka. Pozostałe dzieci ustawiły się w kolejce i pojedynczo podchodziły do kratek konfesjonału. Następnie niewyraźnie coś szeptały, bo nie bardzo wiedziały, co mówi się na spowiedzi, a Stefek w skupieniu wysłuchiwał niezrozumiałych szeptów, po czym pukał w kratki na znak, że czas na następnego. Innego znów dnia Stefek obudził się z wielkim płaczem. W tym czasie mama w kuchni przygotowywała śniadanie, a Nasiusia dzielnie jej pomagała. – Mamusiu – powiedziała, smarując masłem kromkę chleba. – Stefek płacze. Ponieważ w czajniku głośno bulgotała woda gotująca się na herbatę, mama nie usłyszała płaczu. Ale teraz natychmiast przerwała krojenie chleba i poszła zobaczyć, co się stało jej synkowi. Za nią pobiegła córka. Rzeczywiście, Nastusia miała rację. Na łóżku siedział Stefek. Dopiero co się obudził i płakał, jakby spotkało go jakieś wielkie nieszczęście. Mama usiadła na brzegu łóżka i mocno przytuliła synka. – Stefciu, co się stało? – spytała zatroskana. – Oj, chyba się nie wyspałeś – zgadywała. Chłopiec nic nie odpowiedział, tylko jeszcze mocniej przytulił się do mamy, a ona pogłaskała go po głowie. Po kilku chwilach przestał płakać. Tymczasem nadszedł tata, który przepisywał akta parafialne w pokoju stołowym, ale słysząc płacz Stefka, postanowił sprawdzić, co się stało. – Stefek! No powiedz nam, co ci jest? – zapytała ponownie mama. – Może źle się czujesz? Czy coś cię boli? – dopytywał tata. – Nie... – odpowiedział zachmurzony. – Płakałem, bo… bo… miałem straszny sen... – dodał tajemniczo, jakby nieco zawstydzony. – Jaki? – zainteresowała się siostra. – Upiorny... – odrzekł zdawkowo. – No powiedz jaki?! – nalegała siostra, która aż kipiała z ciekawości. – Śniło mi się, że mnie ożeniono... że miałem ślub... Wszyscy poza Stefkiem wybuchnęli gromkim śmiechem. – To nie jest wcale takie śmieszne! – powiedział. – Dostałbyś masę prezentów. Może nawet rower… – stwierdziła Nastusia. – Czy to takie straszne? – wtrącił rozbawiony tata. – Dla mnie bardzo strasznie straszne. To byłby koniec świata! Nie mogę się żenić, bo jak urosnę, chcę zostać księdzem. Myślałem, że już nigdy nie będę mógł... Po kilku minutach Stefek ochłonął i sam zaczął się śmiać ze swojego dziwnego snu. Nikomu wtedy nie przyszło do głowy, że Stefek zrealizuje swoje marzenie, że nawet zostanie biskupem, że będzie wiele cierpiał za wiarę, Kościół i wolność narodu, a jego heroiczna postawa i zawierzenie Matce Bożej zaowocują pontyfikatem papieża z Polski – Jana Pawła II.

Z księdzem

Pewnego dnia pan Stanisław i pani Julianna musieli pojechać na zakupy. Ksiądz wikary Wacław Śniegocki, który mieszkał po sąsiedzku, zaproponował, że zaopiekuje się dziećmi. Zawsze tak robił, gdy miał czas i wiedział, że państwo Wyszyńscy muszą wyjechać w jakiejś sprawie do miasta. – Tylko nie przynieście nam wstydu. Słuchajcie się księdza! – powiedziała mama, dziękując jednocześnie młodemu księdzu za przysługę. Gdy tylko rodzice odjechali, cała organistówka zamieniła się w ogromny plac zabaw. Ksiądz otworzył na oścież drzwi swojego mieszkania, powiększając w ten sposób przestrzeń do szaleństw. – No, to gotowe – stwierdził wikary. – W co się bawimy? – zapytał. – Może w berka? – zaproponowała Nastusia. – Doskonały pomysł – podchwycił ksiądz, po czym podbiegł do Stefka i klepnął go w plecy, wykrzykując: „Berek!”. Dzieci wraz z księdzem biegały z jednego mieszkania do drugiego jak konie na torze wyścigowym. Gdy w południe usłyszeli bicie dzwonów, przerwali zabawę, by odmówić Anioł Pański. Po modlitwie bawili się w chowanego. O dziwo nie mieli problemu ze znalezieniem kryjówek. Stasia stanęła przy piecu i odliczała. Pozostali rozbiegli się po organistówce. Stefek skrył się w mieszkaniu księdza. Wczołgał się pod łóżko i zasłonił jakimś zakurzonym pudłem. Nastusia weszła do pustego wiklinowego kosza na bieliznę, stojącego w kuchni, i przez szpary obserwowała Stasię. Wikary wgramolił się do szafy. Wisiały w niej koszule i marynarki pana Stanisława. Zasłonił się nimi i nasłuchiwał. Wkrótce doszło go wołanie Stasi: „Szukam!” i skrzypnięcie podłogi pod jej nogami. Dziewczynka podbiegła do fortepianu. Kucnęła, aby upewnić się, czy kogoś pod nim nie ma. Była to przecież ich ulubiona kryjówka. Jednak nie znalazła tam nikogo. Cichutko, na palcach, zakradła się więc do okna i gwałtownym ruchem odsłoniła zasłonę. Niestety, i tam nikogo nie było. „Gdzie oni się pochowali? – zastanawiała się. Podbiegła do szafy, w której ukrył się wikary. Otworzyła ją, lecz nie zauważyła zasłoniętego garderobą księdza. „Tu też nikogo nie ma” – pomyślała i postanowiła przejść do mieszkania wikarego. Ten moment wykorzystała Nastusia. Wyskoczyła z wiklinowego kosza i co sił w nogach pobiegła się zaklepać. Stasia zawróciła w kierunku pieca, ale Nastusia była szybsza. W tym momencie z szafy wyjrzał wikary, lecz widząc biegnącą Stasię, szybko się wycofał. Ale dziewczynka już go zauważyła. Nie pozostało mu nic innego, jak opuścić kryjówkę i spróbować się zaklepać. Wybiegając z szafy, zawadził nogą o jej próg i… upadł, pociągając mebel za sobą. Na szczęście nikomu nic się nie stało, nawet szafie. Trzeba było ją tylko postawić i powiesić wszystkie ubrania. Gdy szafa stanęła na swoim miejscu, szaleństwa rozpoczęły się od nowa. W końcu wszyscy opadli z sił, a wtedy wikary przygotował pyszne kakao. Po podwieczorku ksiądz wyjął z futerału akordeon. Znał wiele piosenek. Dzieci z radością je śpiewały i tańczyły. Po południu wrócili rodzice i zaprosili wikarego na spóźniony obiad. Ksiądz nie wzbraniał się, co bardzo ucieszyło dzieci. Na koniec obiecał im, że następnym razem wymyślą razem jeszcze lepsze zabawy.☻ Fragment książki Piotra Kordyasza pt. „Stefek – opowiadania o dzieciństwie Stefana kardynała Wyszyńskiego, prymasa Polski”, wyd. ZEEB, 2017

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.