Ksiądz Stanisław Góra siedział na podłodze i płakał. Przyjechał z Polski do Pragi przedwczoraj w nocy i wyglądało na to, że nikt go tu nie chce. Mieszkanie wyglądało strasznie – zimne, odrapane, zapuszczone. Zresztą co to za mieszkanie, gdzie nie ma żadnego sprzętu.
Na dodatek właśnie dzisiaj mijały jego trzydzieste urodziny. – Dobri den! – rozległo się nagle od drzwi. To starosta z żoną przyszli na plebanię odwiedzić pierwszego od wielu lat „pana fararza”, czyli proboszcza. – Co się stało? – zaczęli się dopytywać, widząc jego zaczerwienione oczy. Wysłuchali, rozejrzeli się po go łych ścianach, a potem kupili mu łóż ko i lodówkę. Nie byli wierzący, wtedy jeszcze nie byli.
MSZA Z POPRAWKAMI
W Czechach jest bardzo wielu niewierzących – najwięcej na świecie. Ksiądz Stanisław przekonał się o tym w niedziel ę, kiedy do kościoła przyszło 70 ludzi. To po jednym na każdy tysiąc mieszkańców parafii. Ale kiedy ludzie się dowiedzieli, że mają swojego księ dza, coś się zaczęło dziać. – Przyjdź do nas na mszę. Zobaczysz, że warto – opowiadali jeden drugiemu. A msze były trochę dziwne, bo ksiądz Stanisław słabo znał czeski i w czasie kazania co chwilę się mylił. Słuchacze poprawiali go, podpowiadali właściwe słowa, ale przez to zrobiło się bardzo miło. Parafianie szybko polubili swojego „fararza”. Po mszy podchodzili do niego. – Wiesz, to kazanie dzisiaj chyba nie było z twojego serca, ty to gdzieś przeczytałeś – mówili czasami. Ale częściej dziękowali. Dzisiaj dostaje smsy w rodzaju: „Niech cię Bóg błogosławi za to kazanie”. Któregoś dnia przyszła na plebanię młoda kobieta. Od pewnego czasu córka, która chodziła do przyparafialnego przedszkola, zamęczała ją pytaniami w stylu: „Mamo, a dlaczego tam taki człowiek wisi na krzyżu?”
Mama nie wiedziała, co powiedzieć. Wreszcie mała zaczęła domagać się chrztu. – Co powinnam zrobić, żeby moja córka mogła być ochrzczona? – zapytała więc proboszcza. – A czy pani jest ochrzczona? – Nie. – A może by pani chciała się czegoś dowiedzieć o Jezusie? Chciała. Zaczęła więc chodzić na spotkania dla bierzmowańców, bo takie właśnie były. To trochę nie ten temat, ale ksiądz zauważył, że słucha najuważniej ze wszystkich i że zawzięcie robi notatki. – Boże, to by był najszczęśliwszy dzień mojego życia, gdyby ona zechciała przyjąć chrzest – pomyślał. I rzeczywiście, niedługo później zjawiła się na probostwie. – Ja nie wiem, czy jestem godna, żeby o to prosić... – zacz ęła nieśmiało – ale... bardzo chciałabym przyjąć chrzest. Ksiądz poczuł, jak wzruszenie ściska mu gardło. – Przepraszam na chwilę – powiedział zduszonym głosem i wybiegł do sąsiedniego pokoju. – Płakałem i dziękowałem Bogu – wspomina dzisiaj tamto zdarzenie. Kobieta przyjęła chrzest razem z dwiema swoimi córkami, a mąż, który był w dzieciństwie ochrzczony, odnalazł swoją wiarę. Potem oboje wzięli ślub przed ołtarzem. To było dziesięć lat temu. Dzisiaj ta kobieta jest dyrektorką największego w kraju Centrum Spotkań Chrześcijańskich.