nasze media Najnowszy numer MGN 04/2023

Gabriela Szulik

|

MGN 12/2003

dodane 12.04.2012 01:49

Zobacz, mam nowe mieszkanie

Jedli kolację, kiedy pod dom podjechali uzbrojeni bandyci. Kazali klerykom położyć się na podłogę, twarzą do ziemi. Deptali po nich. Robert dostał pierwszą kulę w brzuch. Drugą – w płuco. Była śmiertelna.

Robert Gucwa
kleryk, lat 25.

ZAMORDOWANY NA MISJACH
15 listopada 1994 r. Bimbo k. Bangui, Republika Środkowej Afryki

Zakochany
Duży, piętrowy, zadbany dom na przedmieściach Tarnowa. – Miał być dla Roberta – uśmiecha się spokojnie mama i prowadzi do pokoju gościnnego. Na stole przygotowane albumy ze zdjęciami, mnóstwo wycinków z gazet, wspomnienia kolegów. Pełno tu śladów młodego misjonarza. Naprzeciw okna wielki portret uśmiechniętego Roberta – zrobiony ze skrzydeł motyli. – Przywieźli go z Afryki po jego śmierci – mówi mama. Obok siebie na ścianie dwie fotografie. Na jednej przystojny młody misjonarz z afrykańskimi dziećmi. – To Robert – wyjaśnia mama. Na drugim zdjęciu młoda zakonnica. – To Marta, koleżanka Roberta. Myśleliśmy, że bę- dą razem – opowiada. – Tacy byli piękni, kiedy śpiewali w kościele, kiedy chodzili na pielgrzymki. A oni bardziej niż w sobie, zakochali się w Bogu. Robert marzył, by być misjonarzem w Afryce, a Marta została Misjonarką Miłości i jak Matka Teresa z Kalkuty, pracuje wśród najbiedniejszych.

Na jawie i we śnie
Robert nie mówił o swoich planach. Raz tylko, przy śniadaniu – rodzice dobrze to pamiętają – po maturze, zapytał spokojnie: „Mamuś, a czy ze mnie byłby dobry ksiądz?”. Czekał już wtedy na odpowiedź od misjonarzy Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. Był szczęśliwy, gdy dowiedział się, że na niego czekają, że może studiować i przygotowywać się do wyjazdu. – Może poszedłbyś jednak do naszego seminarium? – próbowała namawiać mama. – Tam, w Afryce, czekają… – za każdym razem odpowiadał Robert. – Kiedy pierwszy raz przyjechał na urlop – wspominają rodzice – czuliśmy, że jego serce jest tam. Wieczorem 15 listopada 1994 roku oko- ło godziny dwudziestej tata Roberta modlił się na różańcu. – Co by było, gdyby Roberta spotkało jakieś nieszczęście – pomyślał nagle. Nie wiedział, skąd taka myśl. W nocy tego samego dnia mama miała sen. – Przyszedł do mnie Robert – opowiada – taki radosny, zadowolony. Wziął mnie za rękę, o tak – pokazuje – i powiedział: „Chodź, mamo, chodź, zobacz, jakie mam ładne, nowe mieszkanie”. Rano rodzice dowiedzieli się, co to miało znaczyć.

Nowe mieszkanie
Tej nocy, kiedy mama śniła o Robercie, nie wiedziała, że był on już w nowym mieszkaniu przygotowanym przez samego Boga. Wieczorem, 15 listopada 1994 roku, około godz. 19.15 klerycy misji w Bimbo jedli kolację w jadalni, a przełożeni w drugiej części budynku. W pewnej chwili jeden z nich wyszedł do kuchni. Zauważył, że do budynku zbliża się kilka uzbrojonych osób. Weszli do środka. Mieli pistolety i noże. Pytali o pieniądze i przełożonego. Nie rozumieli, kiedy Robert tłumaczył, że przełożeni są z drugiej strony domu. – Ja jestem przełożonym – powiedział w końcu – mogę was zaprowadzić do mojego pokoju. Uwierzyli. Klerykom kazali położyć się na podłodze, deptali po nich, straszyli, a Roberta wyprowadzili. – To był ostatni moment, kiedy widzieliśmy go żywego – wspominali koledzy. Domyślają się tylko, że Robertowi uda- ło się uciec, bo zawiadomił o napadzie misjonarzy mieszkających 100 metrów dalej. Ci włączyli syrenę alarmową. Zbiegli się ludzie. – Gdy Robert wracał – opowiadali potem – natknął się na jednego z napastników. Zaczęli się szamotać. Wtedy padł strzał. Robert dostał kulę w brzuch. Jeszcze uciekał, ale po kilku metrach upadł. Po chwili wstał. Padł kolejny strzał. Tym razem śmiertelny. Kula przeszła przez płuco. Zginął wśród tych, których kochał. Tam, gdzie było jego serce. – Ludziom było wstyd – opowiadali koledzy Roberta – że sługa Boży, który przyjechał z obcego kraju głosić Dobrą Nowinę, został zabity. Po tym wydarzeniu misjonarze i tubylcy jeszcze bardziej są razem. – Byliśmy przyjaciółmi – mówią tubylcy – teraz jesteśmy braćmi. Gabriela Szulik

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..