nasze media Mały Gość 04/2024

Tomasz Rożek

|

MGN 11/2006

dodane 20.10.2006 09:49

Nietypowe lądowanie

W kosmosie niewiele rzeczy wygląda tak, jak na Ziemi. Nie wiadomo, gdzie jest góra, a gdzie dół. Nie ma dnia ani nocy.

Kosmiczne lądowania często nie wyglądają jak te na filmach. Tam statek powoli się obniża, wznoszą się tumany pyłu, a lądownik opada na powierzchnię globu (planety, księżyca czy nawet asteroidy), tak łagodnie jak helikopter z prezydentem na pokładzie. Nic z tego. Lądowniki uderzają w powierzchnię z takim impetem, jak gdyby spadały z wysokości kilku pięter. Niektóre z nich rozsypują się w drobny mak. Co więcej, czasami naukowcy na Ziemi specjalnie rozbijają statki o powierzchnię badanego obiektu.

Wybuchowy koniec
Niecałe dwa miesiące temu tak właśnie zakończyła się księżycowa misja SMART-1. Skutki kolizji można było obserwować z powierzchni Ziemi. Kraksa sondy była zaplanowana w najmniejszych szczegółach. Naukowcy doskonale wiedzieli, kiedy i gdzie dojdzie do zderzenia. SMART-1 była misją w całości doświadczalną. Należący do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) statek, był naszpikowany urządzeniami, które nigdy wcześniej nie były testowane w kosmosie. SMART-1 była stosunkowo mała, swoją wielkością przypominała pralkę. Sonda miała pracować przez dwa lata. Inżynierowie z ESA byli jednak tak zadowoleni z jej pracy, że zdecydowali się przedłużyć ten okres o dodatkowy rok. Kilkanaście miesięcy temu sondzie zaczęło jednak brakować paliwa. To wtedy zapadła decyzja, aby koniec misji był... wybuchowy. W ten drastyczny sposób można zbadać skład księżycowego gruntu. W miejscu kolizji wzbił się ogromny tuman pyłu, który był obserwowany przez wiele teleskopów naziemnych. Sonda uderzyła w powierzchnię Księżyca z zawrotną prędkością 7 tysięcy km/h. Oczywiście natychmiast się roztrzaskała. Ten sposób „lądowania” nie powinien jednak nikogo dziwić. Prawie wszystkie sondy księżycowe tak właśnie kończyły swój żywot. Zresztą nie tylko księżycowe. Część marsjańskich, część słonecznych, a nawet te, które badają komety czy asteroidy.

Przeżył lądowanie
Ale nie zawsze zderzenie sondy z badanym obiektem jest planowane. Tak właśnie było w przypadku misji NEAR Shoemaker. Ten bezzałogowy statek został wysłany z Ziemi w kierunku asteroidy Eros. Po roku badań tego małego globu, naukowcy zdecydowali się rozbić sondę o powierzchnię asteroidy. Dlaczego? Misja została pomyślnie zakończona. Sonda wykonała wszystkie badania, do których została skonstruowana. Inżynierowie z Amerykańskiej Agencji Kosmicznej NASA wymyślili dla niej jeszcze jedno – ostateczne – zadanie. Postanowili tak manewrować małymi silnikami sondy, że ta poszybowała w kierunku powierzchni Erosa. Równocześnie wraz że zbliżaniem się do asteroidy statek fotografował ją z coraz mniejszej odległości. Zdjęcia o coraz większej dokładności były wysyłane na Ziemię. Tego nie było w planie misji, więc radość naukowców z każdego nadesłanego obrazu była podwójna. Równocześnie nikt nie miał złudzeń, że NEAR roztrzaska się o powierzchnię Erosa. Tym bardziej że konstrukcja sondy nie była wzmocniona. Tymczasem okazało się, że sonda gwałtowne lądowanie przeżyła. Zderzenie z prędkością około 60 km/h nie wyrządziło większych szkód. Efekt tego był taki, że sonda stworzona do orbitowania planetoidy, szczęśliwie na niej wylądowała i dalej pracowała. Po dwóch tygodniach, naukowcy sondę wyłączyli. W sumie NEAR Shoemaker przeleciał około 2 miliardy kilometrów i przesłał na Ziemię około 150 000 zdjęć. Dzięki ich analizie wiemy dzisiaj, że Eros był świadkiem narodzin i formowania się Ziemi.

Sfotografowana kraksa
W styczniu 2005 roku z Ziemi wystartowała sonda Deep Impact, czyli Głębokie Uderzenie). Po 174 dniach lotu statek rozdzielił się na dwie części. Jedna – tak zwany impaktor – uderzyła z prędkością 37 tysięcy km/h w jądro komety Tempel 1. Taran ważący 370 kilogramów wybił w komecie krater o głębokości 25 metrów i średnicy 120 metrów. W takim kraterze zmieściłby się 10 piętrowy blok! Z kolei druga część sondy dokładnie obserwowała kraksę z bezpiecznej odległości. Także sama część taranująca do ostatniej chwili robiła zdjęcia powierzchni. Zdjęcia pochodzące z części uderzeniowej, tuż przed kolizją i z przelotowej tuż po niej zostały następnie przesłane na Ziemię. Tutaj w zaciszu laboratoriów naukowcy próbują zrozumieć strukturę jądra komety. Dzięki badaniom Deep Impact mieli możliwość zajrzenia do jej wnętrza. W kosmosie niewiele rzeczy jest takich, jak na Ziemi. Jedno pozostaje jednak zawsze takie samo. Żeby zdobywać wiedzę, trzeba być oryginalnym i twórczym. Nawet jeżeli ceną jest roztrzaskanie o powierzchnię obcego globu, wartej wiele milionów dolarów sondy kosmicznej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..