Hau, Przyjaciele!
Nasz wakacyjny tryb życia, taki, do którego się przyzwyczaiłem, ulega zmianom w wielkim tempie. Bardzo tego nie lubię, więc drepcę zdenerwowany, niespokojny, co tylko powoduje niezadowolenie rodziny i jeszcze większą nerwowość. Kuba już w niedzielny poranek powiedział, że spędzi cały dzień z poznaną wczoraj grupą młodzieży. Mama martwiła się o jedzenie, że to nie wypada, a tato, chociaż miał wielką ochotę powiedzieć "nie", poparł syna. Podobno wszyscy spotkali się na mszy w Niechorzu, ale potem i Paulina zniknęła, bo tam poznała świetne koleżanki, do tego jedna z gimnazjum, do którego będzie chodziła od września, więc koniecznie musi...Rodzice wrócili więc sami, jacyś tacy osowiali. Na spacerze zachowywałem się jak szczeniak, by ich rozbawić i chyba mi się udało. Wędrowaliśmy wzdłuż plaży aż do Trzęsacza, rzucali mi kamyki, ja szalałem z radości, kopałem w piachu, rzucałem się na fale. Potem, co było do przewidzenia, Pani zajęła się zbieraniem pięknych kamyków, zaraz zaczęła coś planować, Pan się śmiał, że nie pozwoli obciążyć samochodu dodatkowym ciężarem. Po południu usiedliśmy w ogrodzie naszego pensjonatu, bo zaprosiła nas jedna z wczasowiczek, pani Ania. Wiadomo, imieniny. Dorośli dyskutowali, a ja udawałem drzemkę, lecz uważnie obserwowałem najmłodsze dzieci, które co chwilę próbowały zrobić coś zakazanego- wspiąć się na trampolinę, zjeść szyszkę lub kamyczek, obsypać piachem rówieśnika, zajrzeć do wózka z najmłodszym mieszkańcem "Aleksandry". Wszyscy mnie podziwiali za niezwykłą inteligencję i czujność. Tak, tak, widziałem nawet jak Pani co jakiś czas zerkała, czy dzieci nie przysłały SMS-a, ale nic z tego. Gdybym usłyszał ten sygnał, sam bym jej dał znak. Pewnie gliwicka grupa obchodzi uroczyście dzień św. Anny.