Hau, Przyjaciele!
Słońce. Po tylu zimnych, wietrznych, deszczowych dniach zaświeciło wczoraj, więc urządziłem alarm i ubłagałem sąsiadkę, aby mnie wypuściła do ogrodu. Zresztą, sama też wyszła i aż się za głowę złapała. Wszędzie mnóstwo liści, co bardzo mi się podoba. Pani Maria chwyciła nawet miotłę, ale jakoś zbladła, zasapała się, poszła przygarbiona do domu. Widziałem ,ze siedziała smutna przy oknie, jakoś tak bezmyślnie głaskała Funię. Ale nie miałem czasu o tym myśleć. Znalazłem kilka starych skarbów- szyszkę, węgielek i starą kość. Każdemu poświęciłem sporą chwilę i oto Paulina z Jadzią stanęły przy furtce. Zerknąłem na sąsiadkę siedzącą nadal w oknie. Urządziłem powitalny cyrk, a zaraz potem złapałem Paulinę za kurtkę i dalej ciągnąc ją z stronę składziku. Jak ją zmusić, by chwyciła za miotłę? "Tobi, co ty, oszalałeś? Co chcesz mi powiedzieć? Mam coś zwozić taczką? Przekopać ogród? Kosic? A może grabić?" Rozszczekałem się, podskoczyłem najwyżej jak umiałem i dziewczyny nie miały już żadnych wątpliwości. Zresztą, one też miały ochotę być jeszcze chwilę na dworze. Pobiegły coś zjeść, przebrały się w dresy i zabrały się ochoczo za zamiatanie. "Jadzia, Pola, skąd ten pomysł?" - Pani Maria otworzyła okno i uśmiechała się zadowolona. Jakieś było jej zdumienie, gdy dziewczyny opowiedziały o moim uporze. Nie tylko sąsiadka, ale wszyscy inni uznali, że to żart, że to niemożliwe. Jedna Michasia głaskała mnie i chwaliła. Dlaczego czasami dzieci rozumieją więc ej od dorosłych? Cześć. Tobi.