Hau, Przyjaciele!
Wstaliśmy o świcie. Dla mnie to żaden problem. Paulina zaprotestowała, ale gdy Pan powiedział, że wobec tego pojedzie sam, zaraz zerwała się i pobiegła do łazienki. Musieliśmy zachowywać się bardzo cicho, aby nie zbudzić cioci Basi. Wyjechaliśmy przed 6 rano. Pan mknął autostradą w wielkim tempie, a ja drzemałem w nogach Pauliny, myśląc, jak to będzie w Głogowie. Już po 9 rano zawitaliśmy do tego niezwykłego domu. No, to jest jednak coś dla mnie. Adaś mnie głaskał, pozwalał się kilka razy polizać, a byłoby tych czułości więcej, gdyby się Kuba nie wtrącił. Przybiegły też inne dzieci. Niektóre podjechały na wózkach. Robiłem z siebie maskotkę, byłem cierpliwy ponad wszelką miarę. Kuba zebrał wielką grupę i ruszyliśmy na lody. Adaś z dumą prowadził mnie na smyczy. Nie rozumiał, że muszę zaznaczać swoją obecność przy murkach i drzewach. Ale gdy mu to Kuba wyjaśnił, strasznie się śmiał i nawet przypominał o tym przy każdym krzaczku. Ale najlepsze było to, że Adasiowi spadły na ziemię dwie gałki lodów, więc mogłem je bezkarnie i z wielkim smakiem zlizać. A potem na łące za domem dzieci poznały moją słabość do rzucanych mi patyków. No i nie dały mi wytchnienia. Opiekunowie byli zadowoleni, rozsiedli się na ławkach, a ja biegałem jak nakręcony, bo z każdej strony dobiegało do mnie wołanie: "Tobi, szukaj patyka, szukaj". Kompletnie nie czułem, kiedy minęły godziny i trzeba było się zbierać. Pan i Paulina byli w doskonałych humorach, ale ja- wykończony zabawami- spałem aż do domu. Cześć, Tobi