publikacja 26.08.2007 21:07
Hau, Przyjaciele!
Coraz częściej słyszę wyraz "szkoła", ale narazie dzieci są w domu. Jednak dzisiaj przed południem każde zajęło sie swoimi zeszytami, książkami i znowu wyrzucili kilka worków śmieci. W tym zamieszaniu udało mi się porwać i rozgryźć kilka starych długopisów i mazaków. Po takiej pracy należy się odpoczynek, a w zasadzie coś, co rozładuje nagromadzoną energię. Paulina poszła po Jadzię i ruszyliśmy w kierunku Żołędziowej Górki. Po drodze dziewczyny wywołały SMS-ami Agatę i Patrycję, które niedawno wprowadziły się do nowych domków zbudowanych za kościołem. Przy takiej ilości dziewczynek poczułem się jak najsilniejszy ochroniarz. Dlatego rzuciłem się z ostrym jagotem na nadchodzącego czarnego labradora. Ugryzłem go w pysk, gdyż pochylił się przyjaźnie. Ale ja chciałem się popisać przy dziewczynach, raz jeszcze kłapnąłem zębami, a wtedy on chwycił mnie za kark. Dziewczyny i jego właścicielka w krzyk, labrador zawstydził się, a ja z podkulonym ogonem nie wiedziałe, dokąd iść. Zawróciliśmy do domu. Po drodze wszystkie tak się nade mną użalały, że poczułem się znowu bardzo dobrze. Ale kark jednak boli. Cześć. Tobi.
poniedziałek, 27 sierpnia, 2007r.