nasze media Mały Gość 04/2024

Żywe jest słowo Boże, skuteczne, i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny (Hbr 4,12)

dodane 19.01.2009 11:43

TO DZIAŁA

Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: „Samuelu, Samuelu!” Samuel odpowiedział: „Mów, bo sługa Twój słucha”. Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię. (1 Sm 3,3b-10.19)

Adam Szewczyk
muzyk, kompozytor


Wigilia 2008. Madzia prosi, bym poszedł do kościoła po światełko betlejemskie. To taki zwyczaj – harcerze przynoszą ogień ponoć z samego Betlejem, wierni go sobie „odpalają” i zanoszą do domów. Idę. Chwytam w biegu jeden z dwóch zniczy leżących na stole. Kościół pełny. Udaje mi się znaleźć wolne miejsce. Siadam obok znajomego stolarza. Zaczyna się nabożeństwo. Trochę z nudów, trochę ze zniecierpliwienia zaczynam bawić się zniczem. Nagle pod ławkę wpada mi czarna kopułka, która go wieńczy. Zaglądam z lewej strony, zaglądam z prawej i nic. Kopułki nie dostrzegam. W końcu przełamuję opory i nurkuję pod ławkę. Nerwowo przeszukuję każdy zakamarek, lawiruję pomiędzy nogami wiernych, wzrokiem staram się wychwycić coś ciemnego. Bezskutecznie. Siadam. Ale siara, myślę. Czuję na sobie wzrok rozbawionych nieco ludzi. Myśl, że gdzieś niedaleko leży ważny dla mnie detal nie daje mi spokoju. Nurkuję ponownie. Zaczynam się pocić i czerwienić ze wstydu. Kopułki nie ma. Chwilowo kapituluję. Nagle pojawia się myśl: Komunia! Ludzie będą wychodzić z ławek. Szanse na znalezienie zguby znacznie wzrosną. Jak pomyślałem, tak zrobiłem.

Ludzie stoją w kolejce po Ciało Pańskie, a ja na czworakach przeszukuję rząd za rzędem i nic. Nie znalazłem! To nieprawdopodobne: dla kawałka czarnego plastiku człowiek jest w stanie zrobić z siebie kretyna. Skapitulowałem na dobre. – Trudno – myślę – najważniejsze jest światło. Zaglądam do wnętrza znicza i... ogarnia mnie lekkie przerażenie – knot jest kompletnie zalany woskiem! Ministranci właśnie zaczynają chodzić od ławki do ławki przekazując betlejemskie światło. W popłochu próbuję rozdrapać wosk, by wydobyć choć kilka milimetrów knota. Obok staje ministrant ze świecą. Prwadziwa walka o ogień. W końcu chłopak w komży stwierdza – nie da się. To brzmi jak wyrok. Jestem jedyną osobą w kościele, która nie ma światełka! Czy to znaczy, że nie zasługuję na Boże łaski?! Zdruzgotany, ze spuszczonym wzrokiem wracam do domu. – A gdzie masz światło? – pyta Madzia.

Jest jeszcze nadzieja: odpalę światło od kogoś, kto wraca z kościoła! Biorę drugi znicz, wybiegam na ulicę. Podbiegam do idącej ze światełkiem dziewczynki. Drżącymi rękami zbliżam znicz do płomienia. Wosk zaczyna się topić. Jedna kropla spada na mały płomyk. Tyle wystarcza, by go... zgasić. Ciemność. W każdym znaczeniu tego słowa.

I nagle olśnienie – przypominam sobie słowa księdza proboszcza z dzisiejszego nabożeństwa: „...ale najważniejszy jest ten płomień, który macie w sercu...”.

Dlaczego tak kochamy symbole, znaki, gesty, ceremonie? Wydają się być one dla nas ważniejsze, niż rzeczywistość, którą symbolizują. A może to po prostu zakamuflowane i nieuświadomione pogaństwo: obok popiołu na czole – wosk andrzejkowy, obok różańca – wahadełko, obok krzyżyka – pierścień atlanty, obok święconego jajka – piramida zdrowia, obok światełka betlejemskiego – wydrążona dynia?
Wpadamy w popłoch, gdy nie kupimy na czas opłatka wigilijnego, ale potrafimy bez problemu latami żyć z nienawiścią do kogoś, kto nas skrzywdził. Można powiedzieć, że dzisiejszy świat bardziej „wygląda” niż „jest”. Oby się nie okazało, że w tej bieganinie za opłatkiem, popiołem i światełkiem, nie usłyszę głosu Pana, który jak kiedyś Samuela, zawoła mnie: „Adamie, Adamie!”.


Do Boga nie trzeba się dobijać. On sam przychodzi. Trzeba go tylko przyjąć
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..