nasze media Najnowszy numer MGN 04/2023

Gabriela Szulik

|

MGN 10/2008

dodane 19.09.2008 11:44

Najlepsza decyzja Agaty

Przyjście Lilki na świat było spełnieniem marzeń Agaty. Razem były tylko dwa dni.

Ostatni rok, dwudziesty szósty rok życia Agaty Mróz, reprezentantki Polski w siatkówce, był pomieszaniem szczęścia z wielkim cierpieniem. W tym wielkim bólu i równie wielkiej radości był z nią kochający mąż Jacek Olszewski. A w ostatnich dwóch miesiącach również upragniona córka Liliana.

Agata uśmiech
Kiedy trzy lata temu „Mały Gość” rozmawiał z Agatą Mróz, nikt nie myślał o chorobie siatkarki. Ważne wtedy było Mistrzostwo Europy, które dziewczęta trenera Niemczyka zdobyły. A Agata chorowała od siedemnastego roku życia. Wróciła do siatkówki, bo choroba odpuściła, jak mówi mąż siatkarki Jacek Olszewski. – Ale później białaczka znów dała znać o sobie... – zamyśla się. – Wszystkie sukcesy w siatkówce to był jej sposób na chorobę. Po meczu Agata nie miała siły, była wykończona. Tego już kibice nie widzieli. Zawsze widzieli tylko jej uśmiech i niesamowitą pogodę ducha. Bo gdyby ktoś jednym słowem kazał określić Agatę Mróz, wystarczyłoby powiedzieć: „Uśmiech”. – Rzeczywiście – przyznaje pan Jacek. – Gdy pytano Agatę, jak się czuje, zawsze odpowiadała: „Dobrze”. Kiedy leżała w szpitalu we Wrocławiu i lekarz powiedział, że już nic nie da się zrobić, to najpierw był we mnie bunt: „Dlaczego?”. Ale potem przypomniałem sobie Agatę. Ona nigdy nie miała pretensji, że akurat ją spotkała ta choroba. Przede wszystkim do Boga nie miała pretensji. Jej się to przytrafiło i po prostu musi z tym żyć. Wtedy ogarnął mnie taki spokój – wspomina pan Jacek. W jego oczach widać wielkie wzruszenie. Dopiero trzy miesiące minęły, od kiedy po długiej i bolesnej walce zmarła znana siatkarka, jego żona.

Agata żona
Poznali się w Szczyrku i prawie od razu zakochali się w sobie. Jacek – warszawiak z dziada pradziada, jak sam mówi o sobie, i Agata, słynna siatkarka z Tarnowa. – Ujęła mnie tym, że była zwykłą, ciepłą, serdeczną dziewczyną – wspomina pan Jacek. – Nigdy nie kreowała się na gwiazdę. Mimo że była bardzo znana, pozostała sobą. Zawsze otwarta, chętnie pomagająca innym. Nawet z okazji ślubu zamiast kwiatów chcieliśmy, by ludzie podarowali nam pluszaki, które potem oddaliśmy do przedszkola dla dzieci umysłowo chorych w Tarnowie. A jaki to był ślub... – Najwspanialszy dzień życia – opowiada pan Jacek. – Wszystko wyszło idealnie, choć sporo załatwialiśmy przez Internet, na ostatnią chwilę. Kiedy moja rodzina wróciła do domu, powiedzieli, że można 100 lat żyć i na takim ślubie nie być.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..