Najlepsza decyzja Agaty

Gabriela Szulik

|

MGN 10/2008

publikacja 19.09.2008 11:44

Przyjście Lilki na świat było spełnieniem marzeń Agaty. Razem były tylko dwa dni.

Agata Mróz-Olszewska Agata Mróz-Olszewska
fot. PAP / EPA / ANDY RAIN

Ostatni rok, dwudziesty szósty rok życia Agaty Mróz, reprezentantki Polski w siatkówce, był pomieszaniem szczęścia z wielkim cierpieniem. W tym wielkim bólu i równie wielkiej radości był z nią kochający mąż Jacek Olszewski. A w ostatnich dwóch miesiącach również upragniona córka Liliana.

Agata uśmiech
Kiedy trzy lata temu „Mały Gość” rozmawiał z Agatą Mróz, nikt nie myślał o chorobie siatkarki. Ważne wtedy było Mistrzostwo Europy, które dziewczęta trenera Niemczyka zdobyły. A Agata chorowała od siedemnastego roku życia. Wróciła do siatkówki, bo choroba odpuściła, jak mówi mąż siatkarki Jacek Olszewski. – Ale później białaczka znów dała znać o sobie... – zamyśla się. – Wszystkie sukcesy w siatkówce to był jej sposób na chorobę. Po meczu Agata nie miała siły, była wykończona. Tego już kibice nie widzieli. Zawsze widzieli tylko jej uśmiech i niesamowitą pogodę ducha. Bo gdyby ktoś jednym słowem kazał określić Agatę Mróz, wystarczyłoby powiedzieć: „Uśmiech”. – Rzeczywiście – przyznaje pan Jacek. – Gdy pytano Agatę, jak się czuje, zawsze odpowiadała: „Dobrze”. Kiedy leżała w szpitalu we Wrocławiu i lekarz powiedział, że już nic nie da się zrobić, to najpierw był we mnie bunt: „Dlaczego?”. Ale potem przypomniałem sobie Agatę. Ona nigdy nie miała pretensji, że akurat ją spotkała ta choroba. Przede wszystkim do Boga nie miała pretensji. Jej się to przytrafiło i po prostu musi z tym żyć. Wtedy ogarnął mnie taki spokój – wspomina pan Jacek. W jego oczach widać wielkie wzruszenie. Dopiero trzy miesiące minęły, od kiedy po długiej i bolesnej walce zmarła znana siatkarka, jego żona.

Agata żona
Poznali się w Szczyrku i prawie od razu zakochali się w sobie. Jacek – warszawiak z dziada pradziada, jak sam mówi o sobie, i Agata, słynna siatkarka z Tarnowa. – Ujęła mnie tym, że była zwykłą, ciepłą, serdeczną dziewczyną – wspomina pan Jacek. – Nigdy nie kreowała się na gwiazdę. Mimo że była bardzo znana, pozostała sobą. Zawsze otwarta, chętnie pomagająca innym. Nawet z okazji ślubu zamiast kwiatów chcieliśmy, by ludzie podarowali nam pluszaki, które potem oddaliśmy do przedszkola dla dzieci umysłowo chorych w Tarnowie. A jaki to był ślub... – Najwspanialszy dzień życia – opowiada pan Jacek. – Wszystko wyszło idealnie, choć sporo załatwialiśmy przez Internet, na ostatnią chwilę. Kiedy moja rodzina wróciła do domu, powiedzieli, że można 100 lat żyć i na takim ślubie nie być.

Agata mama
A potem właściwie od razu zaczęło się leczenie, szpital. – Cztery dni przed kwalifikacją do przeszczepu okazało się, że Agata jest w ciąży – opowiada pan Jacek. – Stwierdziliśmy, że to jakiś znak. Traktowaliśmy to jako dar od Boga. Ale wszystko przemawiało za tym, by dziecko usunąć. Prawo dawało im taką możliwość ze względu na chorobę Agaty, a lekarze też to zalecali, bo właśnie znalazł się dawca szpiku. – Po pierwszym USG, kiedy zobaczyliśmy, że dziecko rozwija się prawidłowo – wspomina pan Jacek – kiedy usłyszeliśmy bicie jego serca, byliśmy pewni: dziecko się urodzi. Liliana przyszła na świat dwa miesiące wcześniej. Agata była coraz bardziej słaba i czekaliśmy tylko na właściwy termin, by dziecko mogło już samo żyć, a Agata mogła zacząć leczenie – tłumaczy pan Jacek. – Szkoda, że tak krótko mogła się cieszyć Lilką. Widać Bóg miał inne plany... Tylko przez dwa dni były razem w domu. Właściwie cały czas siedziała nad łóżeczkiem. Nawet nie spała – tak bardzo się cieszyła. Chyba do końca nie mogła uwierzyć, że Lilka się urodziła. To było najwspanialsze, co ją w życiu spotkało i nigdy tego nie pożałowała.

Agata jest
W chorobie Jacek dawał siłę Agacie. – Czekam tylko na chwilę, w której przyjdziesz do mnie – mówiła, gdy ją odwiedzał codziennie w szpitalu. Cieszyła się, że Lilianka się rozwija, że ma męża, który ją wspiera, któremu może bezgranicznie ufać – Czasem nie trzeba było nawet rozmawiać, wystarczyło być. A teraz wydaje mi się, że to ona daje mi siłę – mówi pan Jacek. Tylko rok minął od ślubu, a tyle się wydarzyło. – Bardzo dużo przeszliśmy – wzrusza się pan Jacek. – Od szczęścia aż po pogrzeb dokładnie w rocznicę ślubu. – Pożegnałem się z Agatą we Wrocławiu – opowiada. – Tam byli też rodzice, rodzeństwo, przyjaciele. Przygotowałem ją do trumny. Każdy położył jedną różę. A dzień pogrzebu był dla mnie pogrzebem oficjalnym. Dla mnie to była rocznica ślubu. Ne przyniosłem do kościoła wieńca, ale bukiet, taki sam, jaki Agata miała w dniu ślubu. Cały rok mówiła, jaki był śliczny. Położyłem te kwiaty na ołtarzu Matki Bożej i od Lilki jedną różę. Pomyślałem, że Agata pewnie by się z tego cieszyła. W czwartek, cztery dni po pogrzebie, poszliśmy do kościoła. Okazało się, że siostra włożyła kwiaty do wody i niesamowicie się rozwinęły. Gdy w dzień pogrzebu – w naszą rocznicę ślubu – chór zaśpiewał pierwszą pieśń, przypomniało mi się, jak rok temu czekałem na Agatę przy ołtarzu. Teraz ona czekała na mnie. – Jestem przekonany, że Agata jest blisko – mówi na koniec pan Jacek. – Ile razy mówię: „Agatko na pewno byłabyś dumna i szczęśliwa, że Lilka tak się dobrze rozwija”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.